Długo oczekiwany film Quentina Tarantino właśnie szturmuje kina w Stanach Zjednoczonych i niemal wszyscy poważni krytycy są zgodni, że trzy godziny spaghetti westernu z Jamie Foxxem w roli głównej to arcydzieło, a przynajmniej jeden z najlepszych obrazów kultowego reżysera od lat. Pytanie w tym punkcie nie brzmi już chyba czy warto, ale dlaczego warto iść do kina?
Tarantino jest powszechnie znany jako jeden z niewielu hollywodzkich twórców, który swoje inspiracje czerpie nie tyle z kina klasy B, co z konkretnych perełek kina eksploatacji, kina samochodowego, azjatyckiego kina akcji (szczególnie klasyków filipińskiego spysploitation), niskobudżetowych horrorów australijskich i krwawych gialli Lucio Fulciego. To wszystko można było znaleźć bez problemu w jego wcześniejszych filmach – pod warunkiem, że znamy oryginały – ale miłość artysty do spaghetti westernu ze szczególnym uwzględnieniem twórczości Sergio Corbucciego musiała długo czekać na swoje ujawnienie.
Django Unchained już jest i zanim film wejdzie w Polsce do kin 18 stycznia rzućmy okiem, co mówią amerykańscy krytycy, którzy niemal zgodnym chórem wychwalają nowe dzieło Tarantino jako jeden z najlepszych filmów, jaki reżyser kiedykolwiek nakręcił nazywając go pretendentem do filmu roku.
Jak pisze A. O. Scott na łamach New York Times: Tak jak Bękarty wojny, Django Unchained jest filmem potwornie zabawnym, brawurowo nieodpowiedzialnym, jednak etycznie poważnym w sposób, który idealnie współgra z jego frywolnością. Christoph Waltz – który grał czarującego, sadystycznego oficera SS Hansa Landę w Bękartach – gra tu Dr. Kinga Schultza, równie czarującego, sadystycznego Niemca, łowcę nagród (maskującego się jako wędrowny dentysta), którego niesmak wobec niewolnictwa czyni z niego mentora i idealnego sprzymierzeńca głównego bohatera.
Porównania pomiędzy nowym filmem Tarantino, a Bękartami pojawiają się w recenzjach niemal wszystkich filmoznawców, tak więc wychodzi na to, że należy w końcu zupełnie na poważnie wziąć słowa artysty, który tuż po premierze Bękartów stwierdził, że zamierza zrealizować rodzaj trylogii gatunkowej. Co będzie następne? Women in prison? Tego na razie nie wiemy, ale znając fantazję Tarantino, będzie to z pewnością kolejny strzał w dziesiątkę!
Tymczasem Betsy Sharkley na łamach Los Angeles Times pisze następująco: Tarantino przynosi zawsze specyficzny wpływ artystyczny, usprawiedliwiający warstwę wizualną, a w Django styl ten jest bezcenną odsłoną spaghetti westernów. Hołd zostaje złożony głównie dwóm Sergiom (Corbucciemu, który wprowadził Django do leksykonu filmowego w 1966 oraz Leone, który stworzył garść klasyków). Bez względu na to czy był to kreatywny wybór, czy też przemożne pragnienie rozciągnięcia włoskiej dominacji gatunkowej ponad granicami i pokoleniami, Tarantino nigdy nie wyglądał tak komfortowo w siodle.
Jednak nie wszyscy dziennikarze są zgodni, a niektórzy wprost dają upust swojemu niezadowoleniu z filmu, jak np. Rodrigo Perez z The Playlist (bloga Indiewire), który pisze: Django Unchained może być nazwany historią miłosną czy też komedią, ale film nie jest ani bardzo śmieszny, ani poruszający, jest za to bardzo narcystyczny. Rządzą tu bufonada i logika kreskówki, ciężko znaleźć jakikolwiek emocjonalny moment, a większość ruchów w tym kierunku jest powierzchowna.
Z naszej strony dodać jednak musimy, że Perez nie ma chyba pojęcia o idei klasycznego spaghetti westernu, który na ostatnim miejscu stawiał poruszanie serc, a na pierwszym absurdalny rys charakterów i wybujały rozlew krwi. W istocie, wielu filmoznawców klasyfikuje włoski western jako podgatunek kina eksploatacji, które z samej definicji nie było ambitne! Nie pozostaje zatem nic innego, tylko walić do kin, by przekonać się samemu!!!
Oby. Trzymam kciuki, bo już dawno położyłem kreskę na twórczości Tarantino – przede wszystkim za wspomniane bezczelne kopiowanie klasyków gatunku. Mam nadzieję, że „Django Unchained” tchnie trochę finezji i oryginalności w twórczość tego, co by nie było, wybitnego reżysera. Choć pytanie powinno brzmieć, że jeśli tak, to jak tego dokona?
Trzymam też kciuki, bo jednym z kilku, który nawiązywał do oryginalnego „Django” był Miike Takashi – reżyser, którego dorobek kiedyś kompletnie mnie zdewastował (w pozytywnym słowa znaczeniu) – zaś jego „Sukiyaki Western Django” to niestety straszliwa kupa.
PolubieniePolubienie
Mi już Tarantino powoli zaczyna być obojętny. Im więcej filmów oglądam, z których czerpie motywy, tym mniejszy mam do niego szacunek. Tym bardziej że wiele z tych „pierwowzorów” to zaskakująco dobre filmy (jeśli lubi się klasę B. itp.). Ostatnio obejrzałem kilkanaście spaghetti westernów, a te najlepsze (widziane dawno temu) mam do powtórki, więc niespecjalnie czekam na „Django Unchained”. Sorry Quentin 😛
PolubieniePolubienie
Jasne, ze jak docierasz do pierwowzorow, z ktorych czerpia Tarantino i Rodriguez, to cala zabawa przechodzi na inny poziom… nagle widzisz, ze to nie jest tak odkrywcze, jak wydaje sie dla tych, co nie kumaja. Mimo wszystko uwazam jednak, ze jesli film jest dobrze wyrezyserowana zabawa, ktora daje widzowi mnostwo satysfakcji, jest to juz pewna wartosc, a malo wspolczesnych tworcow daje jej tyle, co Tarantino. Z drugiej strony jasne, wyglada to troche na gonienie ogona. Jednak jesli nie mozna powtorzyc filmow tak genialnych, jak „Pulp Fiction” czy „Reservoir Dogs”, to trzeba sie zwrocic w bardziej oczywistym kierunku… Tarantino oswiadczyl niedawno, ze przygotowuje sie do emerytury, wiec postrzegam to troche jak ostatnie strzaly przed nadejsciem nocy.
PolubieniePolubienie
Z tą emeryturą to on tak od dawna. Pierwszy raz usłyszałem o tym chyba przy okazji drugiej części „Kill Bill” – Tarantino mówił, że nie zamierza kręcić filmów po 60-tce i planuje w zamian pisać książki. Jego pierwszym pomysłem miała być praca na temat filipińskiego kina klasy B. (a może raczej C.), ale ubiegł go niedawno Mark Hartley z filmową wersją, więc ciekawe jak się potoczy „starość” Tarantino.
PolubieniePolubienie
Czekam z niecierpliwością na western Tarantino. Po „Kill Billu” i „Death Proof” nieco zwątpiłem w talent reżysera, ale „Bękarty wojny” to według mnie najlepszy jego film od czasu „Pulp Fiction”. Spaghetti westerny to z tego co mi wiadomo ulubiony gatunek Quentina Tarantino, więc ten film powinien się udać.
W powyższym tekście piszesz, że na razie nie wiadomo, jaki będzie jego następny film. A tymczasem ja dzisiaj wyczytałem, że Quentin przygotowuje film „Killer Crow” opowiadający o oddziale czarnoskórych żołnierzy, którzy po dokonaniu masakry białych próbuje uciec do Szwajcarii 🙂
PolubieniePolubienie
Nie dziwie sie, ze tego nie wygrzebalem, bo to swiezy njus i nawet nie ma doby: http://www.firstshowing.net/2012/quentin-tarantino-says-killer-crow-could-finish-his-historical-trilogy/
Dam moze jutro… jak sie wyrobie, bo wlasnie skrobie recenzje giallo Sergia Martina…
PolubieniePolubienie
Tarantino robi konsekwentnie swoje…. a reszta co?! On wprowadza pewne rozwiązania do mainstreamu, propaguje rzeczy, które rozbijają się o mur obojętności, nikt tak na prawdę ( oprócz Coenów) tą drogą nie podąża. Quentin pozostaje swoistą enklawą… Jeszcze nigdy amerykańskie kino głównianego nurtu nie było tak chujowe, jak teraz.
@ Mariusz
Przecież Kill Bill i Death Proof to są filmy o których taki cienias, jak Affleck może sobie jedynie pofantazjowac. Oceniasz je surowiej, bo to Tarantino. Kino gatunkowe zdycha, ku uciesze większości typów i typiar prowadzących blogi i spuszczających się nad tym całym ścierwem ( stadnie i do wtóru ) jakie wylatuje z babilońskiej , filmowej sraki , co piątek.
Chuj jeden wie, co se Tarantino wymyśli. Bastardy pisał kilkanaście lat, robiąc w międzyczasie Billa i Proofa. Tak, że dajmy sobie spokój z napinaniem się, jeszcze przed premierą Dżangou.
PolubieniePolubienie
Ja sie z toba calkowicie zgadzam, a przede wszystkim nie bede ocenial filmu, ktorego jeszcze nie widzialem… Tarantino zrzyna, ale robi to w bardzo inteligentny sposob filtrujac wszystkie konwencje, ktore siedza w jego glowie przez maniakalne autoryzmy. Sa tacy, ktorzy widzieliby w Windingu Refnie jego nastepce czy tez najgenialniejszego wspolczesnego tworce gatunkowego, ale jego filmy, choc sa niezle, wciaz nie powalaja tak jak robia to znane klasyki Quentina… ktory jest tworca tak wyjebanym, ze zaczyna sie robic na niego hejt 🙂
PolubieniePolubienie
Affleck może i jest cieniasem, ale przynajmniej nie oszukuje widzów, jego filmy są tym, na co wyglądają na pierwszy rzut oka 🙂 A Tarantino to hochsztapler, który udaje, że jego filmy to coś więcej niż mainstreamowy, rozrywkowy kicz. Żeby nie było, że oceniam tak całą jego twórczość to dodam, że „Pulp Fiction” i „Bękarty” to według mnie świetne kino, ale „Kill Bill” i „Death Proof” są po prostu nudne i niezgrabnie łączą rozrywkę z artyzmem 🙂
PolubieniePolubienie
Tarantino jest jak wczesny Led Zeppelin 😀 , rżnie z innych, ale jednocześnie daje dużo od siebie. Sam się otwarcie przyznaje do tego pierwszego, jeśli ktoś poczuł się oszukany, to raczej jego problem.
Affleck pewnie głównie dla tego nie oszukuje, bo nie potrafi.
Moim ulubionym filmem Tarantino są ,, Wściekłe Psy” – lekka zwała z ,, Miasta w Ogniu” Ringo Lama.
Nie chcę byc złosliwy, ale coś mi mówi, że gdyby nie ten hochsztapler, to byś się tak spaghetti westernami nie zainteresował, z resztą nie tylko Ty.
PolubieniePolubienie
Ja lubię być oszukiwany i jeśli film ma czasem tak przewrotne zwroty akcji (jak w „Podejrzanych” Singera) to oczywiście jestem na TAK. A Tarantino należy do takich filmowców, których czasem lubię, a czasem nie 🙂 Należy do moich ulubionych reżyserów, bo jednak zrobił więcej „tych lepszych” filmów, bo „Wściekłe psy” i „Jackie Brown” też należą według mnie do bardzo udanych dzieł.
Co do spaghetti, to jako wielki fan westernów lubiłem także jego włoską odmianę. Mogę tylko dodać, że Tarantino ma bardzo dobry gust, skoro też lubi westerny, zresztą nie tylko spaghetti, bo z tego co gdzieś kiedyś czytałem, to o „Rio Bravo” też wypowiadał się bardzo przychylnie.
PolubieniePolubienie
On przywraca te wszystkie jeszcze do niedawna kompletnie zapomniane gatunki do zbiorowej świadomości. Ilu ludzi odkryło kino exploatacji ( szeroko rozumiane ) dzięki niemu? Tego nie idzie oszacowac. Myślę, że istnieje jeden sposób, żeby w pełni uświadomic sobie rangę tego pana – wyobrazic sobie, że go nigdy nie było…
PolubieniePolubienie
Niemal niemozlwie jest oddzielenie roli Tarantino jako rezysera od tworcy/inspiratora kultury. Ten czlowiek poza byciem genialnym filmowcem jest takze fantastycznie wyczulony na muzyke w filmie. Wystarczylo, ze wlaczyl 5 kawalkow surfowych do soundtracku „Pulp Fiction”, a wywolal tym wielki revival gatunku – wirologiczny Krol Midas po prostu.
Jesli chodzi o „oszukiwanie”, to jest mi ciezko uwierzyc, ze ktos sie mogl puczuc oszukany przez takie filmy, jak „Death Proof”, gdzie „name dropping” stoi na rowni z akcja… tarantino nigdy nie ukrywal zrodel swoich inspiracji, wystarczy przeleciec wszystkie extrasy na kolekcjonerskich wydaniach DVD jego filmow, zreszta sa i wywiady w prasie czy w Internecie, gdzie pan T sie zupelnie nie kryje.
W latach ’90 (gdy mialem te 16-18 lat) „Pulp Fiction” i „Wsciekle psy” byly dla mnie, jak zloty standard… oczywiscie nie mialem wtedy pojecia o kinie drive-inowo-grindhouse’owym, ale gdy dzisiaj wracam do tych filmow, nie traca one nic w moich oczach, nawet jesli teraz zdaje sobie sprawe ze zrodel inspiracji! Dobrym potwierdzeniem geniuszu pana T byly dla mnie slowa Lucio Fulciego (Eurofest 1994), gdzie powiedzial – krotko zreszta przed smiercia – ze gdy zobaczyl „Wsciekle psy”, to byl pelen podziwu, a jego corka oswiadczyla, ze to jest rezyser, za ktorego moglaby wyjsc za maz… by the way Tarantino obejrzal „Nowojorskiego rozpruwacza” 16 razy i na tym uczyl sie fachu 🙂
PolubieniePolubienie
Dokładnie. Ja nigdy nie zapomniałem tego gigantycznego opadu szczeny, o jaki przyprawił ludzi ,, The Reservoir Dogs” – w tym piszącego te słowa . Pan Blondyn jest do dziś jednym z moich najulubieńszych bohaterów filmowych ever, a jego taniec z kanistrem do Gerry Rafferty’ego to najlepsza tego typu scena, od czasu, jak Malcolm McDowell zapodał ,, Singin; in The Rain” u Kubricka 😀
A propos quentinowych inspiracji : Przyszedł jakoś wtedy do mnie kumpel i triumfalnie oznajmił, ze odkrył, skąd Tarantino zajumał choreografię tańca Madsena.
To mówię ,, Dawaj!”, a on wyciąga kasetę VHS z kreskówką Hanna Barbera pt. ,, O Ptaku Luzaku” 😀 : Już mało nie pierdolnąlem, ale najlepsze miało za chwilę nadejśc.
Powiem tylko tyle, że mój kolo kitu nie żenił. Taniec Ptaka Luzaka został ordynarnie i bezprawnie zagrabiony przez Tarantino do swego debiutu. Poczułem się nieludzko oszukany 😀 😀 😀
PolubieniePolubienie
Znalazlem ten material z Fulcim na jujtjubie i juz jest w MGV! Jesli nie znacie tego materialu, to polecam!
PolubieniePolubienie