Naznaczony (2010)

Insidious_2010

Reżyser i scenarzysta filmu znaleźli się w centrum uwagi w 2004 , gdy wspólnymi siłami nakręcili przerażający horror Piła. Zapoczątkowali tym samym nurt filmów, które klasyfikowano jako horrory nie z powodu pierwiastka niesamowitości, lecz z powodu brutalnych scen przemocy i wylewającej się z ekranu posoki. Naznaczony nie należy do tego nurtu, bo choć jest to film tych samych twórców, straszy za pomocą starych metod – niepokojących dźwięków oraz tajemniczych zjaw ukrywających się w ciemności, zaglądających przez okno, wyskakujących z szafy, wchodzących bez zaproszenia do cudzego mieszkania.

Gdy zapada noc, ludzie zwykle zasypiają w swoich pokojach i nie myślą o tym, że ktoś może stać nad ich łóżkiem lub zaglądać przez okno, próbując się dostać do środka. Takie filmy jak Naznaczony mają właśnie spotęgować u widzów lęk przed zaśnięciem, sugerując że kiedy ludzie popadają w sen, prowokują do działania różne demony ukrywające się po kątach w pomieszczeniu tonącym w ciemnościach.

W fabule widoczne są podobieństwa do zrealizowanego 30 lat temu horroru Duch (Poltergeist). W obu filmach mamy małżeństwo z trójką dzieci, nawiedzony dom, dziecko doświadczające niezwykłych zjawisk oraz postać kobiety-medium, która podejmuje się zadania przywrócenia ładu zakłóconego przez duchy i demony. Dziecko, które nie zdążyło jeszcze poznać wszystkich aspektów rzeczywistości jest skłonne uwierzyć w rzeczy niezwykłe, takie jak potwory chowające się w szafach, piwnicach lub na strychu. Gdy jednak osoba dorosła dowiaduje się o istnieniu rzeczy nadprzyrodzonych jej świat nagle wali się w gruzy. Człowiek inaczej patrzy na otaczającą rzeczywistość, kiedy otrzymuje potwierdzenie, że dusza ludzka może żyć także poza ciałem i wpływać na niektóre wydarzenia.

Mimo obecnej w scenariuszu wtórności i sporej dawki kiczu w drugiej połowie filmu, Jamesa Wan w zasadzie spełnił moje oczekiwania. Twórcy filmu wykazali się znajomością reguł rządzących gatunkiem i nastrój grozy zbudowali tak solidnie, że parę razy można podskoczyć w fotelu. W filmie widać bardzo zgraną współpracę ekipy: reżysera, scenarzysty, operatora, dźwiękowców i kompozytora – ich zaangażowanie w ten projekt sprawiło, że mamy tu do czynienia z dobrym jakościowo produktem.

A jeśli doda się do tego fakt, że film powstał przy minimalnym – jak na hollywoodzkie warunki – budżecie (1,5 mln dolarów) to otrzymamy receptę na sukces – dobry horror może powstać za małe pieniądze, bez krwawych scen, bez nadmiaru efektów komputerowych, bez wielkich gwiazd w obsadzie. Nie trzeba nawet myśleć nad stworzeniem oryginalnej historii, aby powstała interesująca opowieść z dreszczykiem, wystarczy umiejętnie połączyć motywy z innych filmów. Nie jestem wielbicielem Poltergeista (1982) Tobe’a Hoopera, ale korzystający ze schematów tamtego filmu Insidious znacznie bardziej przypadł mi do gustu.

Zwykle, jeśli film mi się podoba, to zapominam o jego wadach, dlatego nie będę się czepiał paru mankamentów, takich jak seans spirytystyczny z udziałem maski gazowej i szybko piszącego gościa, a także kilku chybionych pomysłów występujących w dalszej części filmu. Trudno jednak o nich zapomnieć, więc ocena nie może być maksymalna, co to nie zmienia faktu, że film jest bardzo dobry i nie żałuję czasu poświęconego na jego obejrzenie.

Można mieć jeszcze zastrzeżenia co do obsady, ale na temat Rose Byrne nie powiem złego słowa. Rose bardzo dobrze odegrała rolę matki, postaci nieco zmęczonej wychowywaniem trójki dzieci, z trudem znajdującej czas na swoją muzyczną pasję i z przerażeniem malującym się na twarzy odkrywającej zjawiska, o których istnieniu nie miała pojęcia. W roli jej męża, z mniejszym zaangażowaniem i wyczuciem, wystąpił Patrick Wilson – mąż Dagmary Domińczyk, znanej z roli Mercedès w arcyciekawej adaptacji Hrabiego Monte Christo z 2002 roku.

Film Jamesa Wana mimo zapożyczeń okazuje się nietypową ghost story, w której krzyki, szepty, niepokojące odgłosy, pojawiające się znikąd postacie i pokazywanie pustki w taki sposób, by zasugerować obecność intruza wraz z odpowiednim filmowaniem tworzą gęstą atmosferę, której nie udałoby się wykreować przy pomocy hektolitrów krwi i licznych efektów komputerowych. Takie filmy jak Piła i Naznaczony są dowodem na to, że James Wan szuka różnych środków i metod, które mają budować napięcie, niepokoić i straszyć widzów.

A sukces odnosi nie tylko dlatego, że pracuje z niewielkim budżetem, ale także z tego powodu, iż potrafi nadzwyczaj sprawnie korzystać z elementów klasycznego kina grozy. W Insidious momenty alarmującej ciszy, intrygujące odgłosy i posępne obrazy składają się na horror bardzo klimatyczny i atrakcyjny. Czasem dobrze podkręcone napięcie opada z powodu niezbyt przemyślanych zagrań scenarzysty lub reżysera, lecz nawet gdy twórcy gubią się w tych domowych ciemnościach, film pozostaje idealną propozycją na nocny seans. W zalewie remake’ów i krwawych horrorów film duetu Wan & Whannell zaskakuje świeżością i inwencją, a wypowiadany przez Lin Shaye i Rose Byrne tekst: Idź za moim głosem (Follow my voice) wydaje się idealnym zaproszeniem do tego fikcyjnego świata.

Mariusz Czernic

 

Oryginalny tytuł: Insidious
Produkcja: Stany Zjednoczone, 2010
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: