Chyba nikt nie zaprzeczy, że QOTSA na nowym albumie nawet nie zbliżyli się do poziomu, wyznaczonym na legendarnym stonerowym artefakcie Songs For The Deaf. Z drugiej strony nie jest to w żadnym wypadku szukanie połączenia z Era Vulgaris, przedostatnim krążkiem grupy, a raczej solowy album Josha Homme’a z udziałem wielu prestiżowych gości, z których część – pewnie nieprzypadkowo – to byli lub aktualni członkowie QOTSA. I tutaj należy chyba szukać klucza do …Like Clockwork, która jest niezłą płytą, czyli miejscami lepszą, a miejscami gorszą.
Dla tych, którzy z Davem Grohlem na perkusji spodziewali się jednak powrotu do korzeni, ściany miażdżących riffów czy ciężkich aranżacji, Homme zgotował małą niespodziankę i do użytku oddał płytę wyjątkowo lekką. Metalu w jakiejkolwiek postaci jest tu znikoma ilość, a dominuje ślizganie się w stronę rocka alternatywnego, klasycznego hard rocka, a miejscami nawet pop rocka. Produkcji nie ma co zarzucić, tyle że gitary dostały miejscami bardzo mało przesteru, a basowi zdarzyło się zginąć w tle. Lekko fałszujący wokal lidera jest za to zawsze na pierwszej linii, choć same teksty nie trzymają niestety poziomu.
Na płycie dominują raczej delikatne nastroje i proste aranżacje. Klimat często ustawia cykanie na perkusji z zagrywkami a la Van Halen / Dire Straits w tle, wokalami w stylu Red Hot Chilli Peppers i funkującymi efektami, które są wprawdzie oznaką poszukiwania przez Homme’a nowej drogi muzycznej i dalszego porzucania stonerowego dziedzictwa – nikt nie może zabronić muzykowi wdzierania się na nowe terytorium – ale mocno zmiękczają przekaz i czasem wydają się paradoksalnie konserwatywne. Ta rzewność w dłuższej perspektywie przekonuje mnie jedynie w kawałkach, które nie wchodzą aż tak mocno w popowe ballady, jak bardzo dobry My God Is The Sun.
Nie można jednak zapominać, że od słynnych gości na tej płycie aż się roi, do studia zostali bowiem zaproszeni: Trent Reznor, Jake Shears, Alex Turner, James Lavalle, Brody Dalle oraz Elton John. Problem jednak w tym, że jeśli w ogóle ich słychać – a zdarza się to rzadko – całkowicie giną w miksie, co sprawia że ich obecność odbiera się bardziej jak hajp niż wniesienie pewnej indywidualnej energii. W praktyce kompozycje i decyzje produkcyjne Homme’a całkowicie zdominowały płytę (gra na niej aż trzech perkusistów), co ma swoje wady i zalety. Materiał jest bardzo spójny, ale nie czuć w nim ducha zespołu.
Wątpliwości nie ulega przy tym, że …Like Clockwork nie wszystkim wejdzie po pierwszym przesłuchaniu. Osobiście, musiałem się do tej płyty przyzwyczaić i docenić pewne rozwiązania tj. prince’ująco-funkowy Smooth Sailing, który kompletnie odstaje od reszty płyty, ale jest ciekawym wglądem w umysł Homme’a czy tytułowy …Like Clockwork. Do listy dobrych numerów należy poza tym dorzucić soczysty I Appear Missing z rewelacyjną perkusją Grohla, wspaniałym riffem gitarowym i romantycznymi chórkami, a także I Sat By The Ocean, który po cukierkowym rozbiegu nagle zostaje napompowany efektownym pulsem i wyłania się jako ciekawa kompozycja. Dobra, choć mało porywająca płyta.
Conradino Beb