Taksówkarz (1976)

taxi_driver_original_poster

Na początku lat ’70 samozwańczy obrońcy sprawiedliwości odtwarzani przez Charlesa Bronsona (Paul Kersey, Vince Majestyk) oraz Clinta Eastwooda (Harry Callahan) przetarli szlak dla ich ewentualnych następców pragnących oczyścić miasto z najgorszych szumowin. Ale szukający własnej drogi twórczej, 33-letni Martin Scorsese miał w ręku coś więcej – genialny, skrajnie nihilistyczny scenariusz Paula Schradera, na którym zbudował dzieło doceniane przede wszystkim przez krytyków, a nie tylko miłośników kina akcji.

Scorsese nie zdobył wprawdzie oscarowej nominacji za reżyserię, ale Złota Palma w Cannes stała się dobitnym dowodem na to, że mamy do czynienia z kinem na najwyższym światowym poziomie. W Taksówkarzu obecne są echa wojny w Wietnamie i afery Watergate, jest wielka polityka oraz wielka afera z dziwkami i alfonsami. Jest brudne i niebezpieczne miasto oraz wyobcowany bohater, który z biernego obserwatora przekształca się w uzbrojonego szaleńca.

Najciekawszym pomysłem scenarzysty Paula Schradera jest skupienie całej uwagi na jednym bohaterze. Travis Bickle służył niegdyś w marines, a wojna w Wietnamie okazała się dla niego (jak i pewnie dla większości weteranów) bolesnym przeżyciem. Nie może zasnąć, pracuje więc jako taksówkarz na nocnej zmianie i jeździ po najgorszych dzielnicach Nowego Jorku. Wozi polityków i karierowiczów, chamów i sfrustrowanych mężów, a za szybą auta widzi nędzne ulice pełne czarnuchów i pedałów, sutenerów i dziwek.

Oto i cały Nowy Jork, rodzinne miasto Martina Scorsese, Francisa Forda Coppoli i Woody’ego Allena. Bohater Taksówkarza chłodnym okiem obserwuje ulice, ale coś powstrzymuje go przed działaniem. Jednak narastająca frustracja, niepowodzenia w życiu uczuciowym oraz poznanie nieletniej prostytutki przyczyniają się do tego, że kupuje broń i zamierza jej użyć. Wyniszczony wojną i przerażony ludzkim okrucieństwem weteran nie ma zamiaru dłużej stać z boku – chciałby naprawić świat i wierzy, że tylko przemocą i krwią może oczyścić miasto.

W tej gnijącej metropolii Travis poznaje kobietę, która wydaje się tu zupełnie nie pasować. Betsy – grana przez Cybill Shepherd, gwiazdę Ostatniego seansu filmowego – na co dzień pracuje w sztabie wyborczym ambitnego senatora. Jest radosną, błyskotliwą i zjawiskowo piękną blondyną, optymistycznie nastawioną na nowe znajomości, więc Travisowi udaje się ją namówić na kolację, a nawet kino. I wtedy okazuje się, że Betsy nie ma poczucia humoru, jest zimna albo po prostu zbyt przewrażliwiona z pewnych względów – rezygnuje ze spotkań z Travisem ze względu na jego … kiepski gust filmowy.

Wtedy również u taksówkarza ujawnia się neurotyczny charakter, ale jest w stanie się powstrzymać by nie wyrządzić szkód. Travis Bickle to postać, którą trudno rozgryźć – nikt nie wie jakie pomysły przyjdą mu do głowy. Pod maską spokoju i opanowania ukrywa złość i irytację. W jednej chwili zachowuje zimną krew i uważnie obserwuje otoczenie, chwilę potem odjeżdża myślami w innym kierunku, a jakiś czas później przygotowuje się przed lustrem do krucjaty, która może zakończyć jego żywot.

Ten film na pewno wiele zyskał dzięki odtwórcy głównej roli. Robert De Niro potrafi zagrać odrażającego typa, ale postać Travisa taka nie jest. To człowiek godny zaufania, sympatyczny i sprawiedliwy. Mogą się go bać tylko ludzie nieuczciwi, zajmujący się wyzyskiem i oszukiwaniem obywateli – politycy, gangsterzy, alfonsi. Politycy (tacy jak kandydujący na prezydenta senator Palantine) są jednak dobrze asekurowani, więc trzeba się zająć tym mniejszym światem, w którym istnieje nie mniejsze zło, wyzysk i zakłamanie.

Robert De Niro znakomicie ukazał gniew i frustrację jakie opanowują zwykłego człowieka pragnącego żyć uczciwie. To tak jakby dwie postacie w jednym – milczący i nie wadzący nikomu taksówkarz oraz typ niezrównoważony, który oprócz pornosów w grindhouse’ach oglądał też chyba filmy z Charlesem Bronsonem i Clintem Eastwoodem. Aktor miał już Oscara za Ojca chrzestnego II (1974), więc potrzebował roli, która potwierdziłaby jego aktorską klasę. Dla postaci taksówkarza zrezygnował nawet z lukratywnych propozycji, zadowalając się gażą w wysokości $35 tysięcy.

Wśród bohaterów drugoplanowych wyróżnia się 13-letnia Jodie Foster w roli Iris, nastoletniej prostytutki. Aktorka jak widać miała wrodzony talent, którego nie zdobyłaby w żadnej szkole aktorskiej. I co ważniejsze, umiała go wykorzystać. Albo po prostu reżyser wiedział jak wydobyć z niej to co najlepsze. Warto zaznaczyć, że Scorsese (w czasach, gdy nosił jeszcze brodę) również zaliczył udany występ aktorski. To nie jest już zwykłe cameo jak w przypadku Hitchcocka, ale bardzo wyrazisty epizod.

Zagrał nerwowego pasażera, którego zżera nienawiść do niewiernej żony. Ważnym bohaterem opowieści jest Nowy Jork – filmowany z jakąś dziwną manierą, jakby istniał tylko w koszmarnych snach głównego bohatera. Nie widać tu dobrych stron tego miejsca – miasto wygląda jak piekło na ziemi, z którym trzeba zrobić porządek. Taksówka Travisa Bickle’a porusza się tylko wzdłuż jednej drogi – do piekła i z powrotem.

Scorsese z doskonałym wyczuciem obrazu i muzyki przedstawił tu Amerykę jako prawdziwy rynsztok, a nie miejski pejzaż pełen uśmiechniętych twarzy. Jeśli ktoś się zbyt często uśmiecha to z pewnością coś ukrywa, bo w tym mieście nie ma miejsca na radość i optymizm. Dość jasno reżyser krytykuje swój kraj, w którym doszło jego zdaniem do upadku moralności i nasilenia przemocy. Choć Amerykę nazywa się wolnym krajem w istocie nim nie jest, ludźmi rozporządza się swobodnie, facetów wysyła na wojnę, a kobiety do burdelu.

Na miejscu Travisa każdy miałby ochotę pozabijać tych wszystkich delikwentów, ale nie każdy ma w sobie tyle odwagi i siły, by zrealizować te plany. Uraz spowodowany wojną wietnamską przyczynił się do tego, że facet nie myśli racjonalnie i działa zbyt gwałtownie. A jak zachowałby się zdrowy i wykształcony obywatel w konfrontacji z przemocą?

Już od pierwszych minut projekcji zwraca uwagę przygnębiająca, melancholijna muzyka sugerująca rozgoryczenie i smutek głównego bohatera. Jej autorem jest dawny współpracownik Hitchcocka, Bernard Herrmann. Muzyka nie zapowiada autentycznej desperacji i nieopanowanej wściekłości taksówkarza, które dopiero w końcówce się ujawnią, ale jest doskonałą ilustracją mrocznej natury cynicznego i pozbawionego złudzeń weterana z Wietnamu.

Niestety, Herrmann nie zobaczył efektu swojej pracy – zmarł niedługo po nagraniu ścieżki dźwiękowej. A efekt na ekranie okazał się powalający – posępna muzyka wraz z obrazami nieprzyjaznej metropolii idealnie się ze sobą łączą tworząc niemal paradokumentalną relację z życia kierowcy taksówki.

Akcja w filmie rozkręca się powoli, gdyż ważniejsze dla reżysera jest zbudowanie frapującej postaci i posępnej atmosfery gnijącego miasta. Scorsese stosuje pozakadrowy komentarz i niediegetyczną muzykę, by nawiązać do filmów noir z lat ’40, czyli tych dzieł, które dobitnie pokazywały Amerykę jako miejsce agresywne, zdegenerowane, pełne fałszu, zepsucia i perwersji. Lata ’40, czy lata ’70 są do siebie podobne, gdyż w jednej i drugiej dekadzie wracający z frontu weterani stanęli do kolejnej batalii – musieli przystosować się do nowej rzeczywistości, ale wojenne przeżycia i koszmary im tego nie ułatwiały.

Taksówkarz to świetny obraz amerykańskich stosunków społecznych lat ’70 i bardzo udany portret jednostki zirytowanej miejskim bałaganem i zbuntowanej przeciwko temu co zostało z amerykańskiego stylu życia. Travis Bickle próbuje być Johnem Waynem i ma szlachetne intencje, ale nie ma przyjaciół, więc w swojej walce jest osamotniony jak Gary Cooper w westernie W samo południe. Film Scorsese to zresztą taki współczesny western utrzymany w poetyce neo-noir i stylu kina festiwalowego, który polega na ograniczeniu do minimum scen akcji, zwolnieniu tempa i skupieniu się na losach jednostki próbującej rozwiązać konkretny problem.

Mariusz Czernic

 

Oryginalny tytuł: Taxi Driver
Produkcja: USA, 1976
Dystrybucja w Polsce: Imperial Cinepix
Ocena MGV: 5/5

2 komentarze

  1. Taksówkarza oglądałem już trzy razy. Aktualnie piszę recenzję filmu i prócz własnych wrażeń posiłkowałem się tym, co da się wykopać w sieci. Spojrzałem na Filmweb i trafiłem na coś ciekawego. Ludzie piszą, że od 2005 roku Taxi Driver stracił na ogólnej ocenie. Z 8,65 spadł do 7,9. Sprawdziłem jeszcze ranking American Film Institute (100 amerykańskich filmów wszechczasów) i Taksówkarz stracił od dnia premiery do 2007 roku 5 lokat – z 47 na 52 miejsce.

    Myślę, że to będzie postępować. Ludzie na Filmwebie chyba zapomnieli, że wartość filmu definiuje coś więcej niż ilość efektów specjalnych. Wywnioskowałem, że Taxi Driver jest słabszy od nowych filmów, bo był technicznie gorszy ze względu na lata, w których był kręcony. o.O A gdyby zrobili go dzisiaj, to pewnie zabrakłoby skali, jeśli efekty specjalne definiują wartość filmu, sic.

    Dzięki za dobrą rekomendację filmu. Dzięki Waszej stronie go sobie odświeżyłem. 😉

    Pozdrawiam!

    Polubienie

    1. Sluchaj, jesli oceniasz wartosc filmu przegladajac oceny na Lbie, to juz znak ze straciles kontakt z rzeczywistoscia. Nikt na powaznie nie traktuje tego, co ci debile tam wypisuja. Nikt! Przecietny uzytkownik Lba ma taka wiedze filmowa, jak ja o weterynarii. Zreszta agregacja ocen to jedna z najwiekszych bzdur naszych czasow. Gust jest rzecza relatywna i tego zmienic sie nie da!

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: