
Już pierwsze sceny pierwszego odcinka True Detective sugerują, że mamy do czynienia z wysoce ambitną produkcją telewizyjną. Jednak po HBO, która jako pierwsza stacja podbiła poprzeczkę z Rodziną Soprano, oczekiwać należy tylko konkretnych strzałów. Mogło wam wprawdzie nie wejść Zakazane imperium, ale po tym mrocznym thrillerze policyjnym można się spodziewać naprawdę wiele!
Woody Harrelson (Urodzeni mordercy) wciela się w policjanta i dobrego chrześcijanina, Martina Harta, któremu właśnie został przydzielony nowy partner, Rust Cohle, grany przez Matthew McConaugheya (Zabójczy Joe)… lub raczej tak wyglądają wspomnienia z roku 1995, gdyż obecnie jest 2012 i byli partnerzy nie widzieli się ponad dziesięć lat. Swoją osobistą historię muszą zaś oficjalnie zrewidować na żądanie swoich następców, którzy chcą uporządkować akta starej sprawy, gdyż te zniszczył huragan.
W ten sposób wracamy w przeszłość, do dziwnego morderstwo na tle rytualnym, dokonanego na polu trzciny cukrowej. Ofiara została znaleziona pod samotnym drzewem, naga, związana, ze śladami pchnięć nożem, w jeleniej koronie na głowie. A sekcja zwłok ujawnia dodatkowo obecność LSD i metamfetaminy, którymi zabójca napompował ją przynajmniej 24 godziny przed śmiercią.
Początki śledztwa to także początek współpracy obydwóch partnerów. Służą one jako ekspozycja charakterów w retrospekcji, charakterów, co trzeba podkreślić, całkowicie od siebie odmiennych. Martin to stateczna głowa rodziny z dwójką dzieci, a Rust to filozoficznie nastawiony do życia pesymista i alkoholik, który widzi w gatunku ludzkim dowód, że natura pomyliła się przynajmniej raz w swojej ewolucji.
Ich związek jest przymusowy, a z perspektywy przyszłości okazuje się jeszcze bardziej kontrowersyjny, bo obydwie postaci przeszły przez 17 lat daleką drogę, tylko częściowo wspólną. Mimo tego, żaden z detektywów nie zamierza łamać zawodowej solidarności podczas swojego przesłuchania. Ich wspomnienia stają się za to pomostem pomiędzy sprawą, która mogła zostać rozwiązana tylko pozornie, gdyż nowe morderstwo stawia jej zamknięcie pod znakiem zapytania.
Pilot True Detective to prawdziwy majstersztyk okraszony pięknym tematem Far From Any Road w wykonaniu The Handsome Family, a wyreżyserowany przez cudowne dziecko Sundance: Cary’ego Fukunagę (Sin Nombre, Jane Eyre). Klimat tworzą jednak przede wszystkim zdjęcia oddające wielkie przestrzenie Luizjany w formie małomiasteczkowej epopei oraz dramatyczna gra aktorska obydwóch gwiazd, które dają z siebie dosłownie wszystko, a mają czym się popisać.
Ciężko wprawdzie powiedzieć, co będzie dalej, ale już wiadomo, że ten psychologiczno-okultystyczny thriller, przywodzący na myśl Siedem, Milczenie Owiec, a nawet Twin Peaks, będzie się bardziej skupiał na mrokach ludzkiej duszy niż na wybuchach, pościgach i świstających kulach. Pogłębiony portret postaci może nam zagwarantować rozrywkę na najwyższym poziomie, a mini-serialowy format (pierwszy sezon ma tylko osiem odcinków) zminimalizuje pewnie potencjalne dłużyzny. Jak na razie jest doskonale i oby tak dalej!
Conradino Beb