Kiedy doszła do mnie informacja, że amerykański reżyser Henry Hobson szykuje film o zombie z Arnoldem Schwarzeneggerem, spodziewałem się pełnego akcji pastiszu tego popularnego gatunku. W rzeczywistości dostajemy jednak obraz wypełniony dylematami moralnymi, co zwalnia tempo akcji do minimum. Film o miłości ojca do córki, wystawionej na próbę post apokaliptycznego piekła, którym w świecie Hobsona jest pandemia wirusa zamieniającego ludzi w krwiożercze zombie.
Depresyjny wręcz klimat filmu widzimy na każdym kroku. Filtr nałożony na obraz skutecznie ogranicza paletę barw do różnych odcieni szarości, a powolne zdjęcia dają nam czas do refleksji nad sytuacją, w jakiej znalazł się Wade (Arnold Schwarzenegger). Bowiem jego córka (Abigail Breslin) po ugryzieniu przez zombie powoli i niepowstrzymanie sama zamienia się w głodną i ciągle łaknącą świeżego mięsa, gnijącą kreaturę, zawieszoną na stałe pomiędzy życiem, a śmiercią. Po drodze dwójkę spotykają także sytuacje, będące prywatnymi tragediami innych ludzi, zamieszkujących ten nieprzyjazny świat.
Gdy się tak zastanowić, to fabuła, jak i całe podejście do tematu, nie jest niczym nowym dla kina. Kilkakrotnie podczas seansu czułem déjà vu. Przemiany tytułowej Maggie przypominają te z Contracted, a podobna historia była już w hiszpańskich Przywróconych. Trudno też nie zauważyć podobieństwa do bijącego rekordy popularności serialu The Walking Dead. Mimo tego Maggie posiada coś, co wciąga widza, nawet jeśli film jest przewidywalny i korzysta ze znanych klisz.
Jest to na pewno zasługa Schwarzeneggera, który po oderwaniu się ze z stołka gubernatora słonecznej Kalifornii spoważniał i gra teraz bardziej dramatyczne, bardziej skomplikowane psychologicznie role od jednoosobowej armii. Austriak z brodą, ubrany w flanelową koszulę, trzymający siekierę w rękach, staje się obrazem ojca, który w obronie własnej córki posunie się do wszystkiego, nawet do skrzywdzenia drugiej osoby.
Gorzej wypada w filmie Abigail Breslin, która moim zdaniem pasuje do lżejszych ról i nie poradziła sobie zbytnio z kreowaną przez siebie postacią. Inni bohaterowie pozostają w zasadzie na trzecim planie, a ich epizodyczne występy wypadają raz lepiej, raz gorzej. Douglas M. Griffin w roli charyzmatycznego policjanta Raya byłby miłym urozmaiceniem historii, gdyby tylko dano mu więcej czasu antenowego.
Świat przedstawiony to typowa wizja kraju pogrążonego w stanie wojennym, próbującego podnieść się po katastrofie. Można doszukać się tu kilku błędów tj. zagrożenie zombie w stosunku do długości przebiegu przemiany, czy bijąca po oczach lekkomyślność niektórych bohaterów. Jednak większą przeszkodą dla niedzielnego widza jest bardzo powolne tempo akcji, wypełnione spokojnymi najazdami kamery na bohaterów oraz otaczające ich plenery.
Choć film zaczyna się jak kino drogi w stylu rewelacyjnego The Rover, to szybko osiada na farmie Wade’a, gdzie mieszka jego żona i macocha Maggie. A szkoda, bo wykreowany świat jest naprawdę ciekawy i historia mogłaby rzucić bohaterów gdzieś indziej, niż tylko więzić ich w posępnym domostwie.
Choć Maggie zbiera dobre recenzje na świecie, nie jest to żadne świeże podejście do tematu żywej śmierci. Sama plastyka nie wystarczy, żeby wydusić z filmu coś więcej, gdy historia kuleje. Produkcja wydaje się troszkę spóźniona, gdyż trudno obecnie znaleźć nowy, intrygujący motyw, którego nie wykorzystały już wcześniej niszowe obrazy o zombie. I ci widzowie, którzy przerobili ostatnio wydawane hipsterskie horrory, na Maggie najbardziej się zawiodą, bo ten film jest najwyżej taki sobie dla każdego fana kina gatunkowego.
Oskar ‘Dziku Dziki
Oryginalny tytuł: Maggie
Produkcja: USA, 2015
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5