Jedni mówią, że nie ma nic nowego pod słońcem, a inni, że wszystko jest remiksem, co na jedno wychodzi – kultura żywi się wiecznie samą sobą i kino nie jest tu wyjątkiem. Centralny wątek Ex Machiny przypomina Łowcę androidów, pytania poruszone przez debiutanta, Alexa Garlanda, 2001: Odyseję kosmiczną, a estetyka THX 1138 George’a Lucasa. Film ten należy jednak oceniać bardziej przez pryzmat egzekucji, niż przez źródła pomysłów, które zostają swoją drogą bezpośrednio zacytowane na ekranie.
Tajemniczy kod klepany przez programistę, Caleba, w drugiej części filmu, po uruchomieniu w Pythonie 2.7 kieruje do ISBN Embodiment and the inner life: Cognition and Consciousness in the Space of Possible Minds autorstwa Murraya Shanahana, prawdziwego specjalisty od sztucznej inteligencji. I jak tu nie kochać twórcy, który w ten sposób celebruje kulturę digitalną? Jego inne odniesienia są przy tym pełne osobistej wizji, co do roli której widz nie ma żadnych wątpliwości. To film, z którym reżyser w dużej mierze się utożsamia.
Dużym zaskoczeniem dla mnie była przede wszystkim prostota tej produkcji. Akcja rozgrywa się przez 95% czasu w czterech ścianach placówki badawczej, wybudowanej w malowniczej norweskiej głuszy, która stanowi ciekawy kontrast dla wysoce rozwiniętej technologii, będącej motywem przewodnim. A znajdujemy się w niedalekiej przyszłości, czy też w rzeczywistości alternatywnej, w której Nathan (znany m.in. z Drive Oscar Isaac), właściciel BlueBooka, gigantycznego silnika wyszukiwania, rozpoczął pracę nad stworzeniem sztucznej inteligencji.
Żeby zakończyć swój projekt, a jednocześnie potwierdzić sukces swojej pracy, Nathan werbuje na tydzień jednego z bardziej uzdolnionych programistów ze swojej firmy, Caleba (Domhnall Gleeson), który ma przeprowadzić na jego kreacji test Turinga – rodzaj testu sprawdzającego zdolności kognitywne sztucznej inteligencji, z dużym naciskiem na udowodnienie, że posiada ona samoświadomość na wzór ludzki. Problem w tym, że obiekt badania jest płci żeńskiej i nazywa się Ava, a Caleb nie ma wysokich zdolności interpersonalnych i jest także mocno aseksualnym geekiem.
Te słabości szybko dają o sobie znać, bo Ava okazuje się wysoce inteligentnym organizmem, który zasilany bezpośrednio przez BlueBooka, potrafi w zdumiewającym tempie pozyskiwać i analizować dostępną informację. Ava jest też niezwykle pociągająca, co zawdzięczamy delikatnej twarzy szwedzkiej piękności, Alicii Vikander (wciąż słabo znanej fanom kina, ale to się pewnie niedługo zmieni), której grę aktorską podziwia się od pierwszej do ostatniej sceny (było to dla mnie prawdziwe odkrycie).
Caleb zdaje codzienne raporty ze swoich sesji Nathanowi, który oprócz bycia geniuszem cybernetyki, okazuje się też pijakiem, kulturystą, fanem disco i miłośnikiem sushi o lumberseksualnym stylu. Nathan zadaje Calebowi pytania z pogranicza filozofii, kognitywistyki i psychologii, na które ten z trudem znajduje odpowiedzi, jednak zadowalające jego szefa na tyle, że ten szybko przekonuje się do jego geniuszu i do doniosłości jego pracy. Ale Caleb ma poważny problem, bo Ava zaczyna mu zdradzać informacje, które najpierw wywołują dysonans poznawczy, a w końcu kreują atmosferę paranoi…
I tak dzieło Garlanda, zgodnie z duchem czasów, z filmu wysoce artystycznego powoli zaczyna się zamieniać w klasyczny thriller, w którym napięcie rośnie aż do wybuchowego finału. Ten dla prawdziwych fanów kina gatunkowego nie będzie jednak wielkim zaskoczeniem, bo reżyser decyduje się operować „czerwonymi śledziami”, których nie powstydziłby się Lucio Fulci, Sergio Martino czy Dario Argento, a więc wpuszcza do swojego dzieła mnóstwo schematów wyjętych żywcem z filmów giallo. To jednak tylko drobny minus, który ma także swoje dobre strony, bo historia nabiera dzięki temu pewnej zwartości i nie schodzi na intelektualne manowce.
Ex Machina zadaje jednak – szczególnie w pierwszej połowie – mnóstwo istotnych pytań futurologicznych, psychologicznych czy duchowych. Poruszony zostaje problem człowieczeństwa, roli naszego gatunku w tworzeniu nowego życia, odpowiedzialności za inne życie, granic naszej inteligencji, a także roli chaosu czy przypadku w poszukiwaniu ideału. Są to pytania niezwykle fascynujące, które widz na pewnym poziomie będzie trawił jeszcze długo po zakończeniu seansu filmu Garlanda, który należy do najciekawszych produkcji europejskich ostatnich lat!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: Ex Machina
Produkcja: Wielka Brytania, 2015
Dystrybucja w Polsce: United International Pictures
Ocena MGV: 4/5
Bardzo lubię ten film.
„wybudowanej w malowniczej norweskiej głuszy, która stanowi ciekawy kontrast dla wysoce rozwiniętej technologii, ” To wydaje się być często tłem pozostałych filmów opartych na scenariuszach Garlanda. Natura zawsze gdzieś się u niego wbija w fabułę, lub też po prostu próbuje dojść do głosu. Teraz już patrząc z dalszej perspektywy (to już chyba rok minął) to film pasuje mi w swoim stylu do prozy Dicka.
PolubieniePolubienie
Gdziekolwiek science-fiction przestaje byc tylko rozrywka i zaczyna zadawac pytania o sens ludzkiej egzystencji, tam pojawia sie Philip K. Dick. Tak juz po prostu jest 🙂
Sadze, ze ta futurystyczna fuzja technologii i natury to nie tylko domena scenariuszy Garlanda, to sie zaczelo kilka lat temu w kinie i teraz wyziera z kazdego kata. To jest taka refleksja kina nad przyszloscia gatunku ludzkiego, ktora bedzie obfitowala w pewna harmonie.
Zbiorowa podswiadomosc dochodzi do glosu i mowi, ze byc moze nie musimy koniecznie zniszczyc wszystkiego wokol, zeby sie zorientowac co stracilismy. Ze byc moze technologia i ekologia wcale nie musza sie wzajemnie wykluczac. Ja w to osobiscie wierze.
PolubieniePolubienie