Retro spojrzenie: Elza – Strażniczka haremu (1976)


Gdy w 1975 roku ukazał się archetypiczny dla nurtu nazisploitation film Elza – Wilczyca SS, jego reżyser, Don Edmonds, dał światu Elzę, nazistowską panią komendant o ciele i twarzy Dyanne Thorne. Wilczyca igrała z widzem na krawędzi dobrego smaku, sięgając po temat obozów koncentracyjnych, by zaspokoić żądzę zysku producentów filmu, ale miażdżąca krytyka (która nie była w stanie zrozumieć logiki tego typu produkcji) nie powstrzymała ich od pociągnięcia serii dalej.

Wielu co wrażliwszych widzów ucieszy fakt, że Elza – Strażniczka haremu odcina się zupełnie od swoich nazistowskich korzeni. Z poprzednim filmem łączy go w zasadzie tylko postać tytułowej Elzy, sadystycznej strażniczki i bezdusznej, nienasyconej nimfomanki. To zupełnie nowa historia, która zaskakująco lepiej odnajduje się w gatunku sexploitation niż jej poprzedniczka!

Tym razem za punkt odniesienia obrano kryzys naftowy lat ‘70, a akcję osadzono wśród szejków zamieszkujących bliżej nieokreślony kraj na Bliskim Wschodzie. Elza gra tutaj rolę przybocznej strażniczki przestępczego lorda El Sharifa, który para się handlem ludźmi i przemytem narkotyków. Jednak bliskowschodniemu półświatkowi zaczyna przyglądać się pewna międzynarodowa organizacja reprezentowana przez komandora Adama Scotta (Max Thayer).

Stając w opozycji do Wilczycy, nakręcona przez Edmondsa Strażniczka haremu to film wręcz pruderyjny! Choć tortury, gwałty, a nawet pedofilia i kanibalizm stanowią trzon produkcji, nie przekracza ona nigdy bezpiecznej granicy dobrego smaku.

Przykładowo, wspomina się o szczurach żerujących na pochwie jednej z ofiar, jednak nie będzie nam tego nigdy dane zobaczyć. Wciąż znajdziemy jednak sceny, w których nagie piersi kończą w imadle – co swoją drogą jest zabawniejsze niż brzmi – lub miny zbliżeniowe założone w kobiecych muszelkach.

Klejona na siłę historia to oczywiście pretekst, by atakować percepcję widza golizną, torturami i paroma tandetnymi scenami akcji rozegranymi na tle obskurnej scenografii. Jest tutaj nawet miejsce na jakiegoś bliżej nieokreślonego potwora zamkniętego w lochu. Żywot kobiet w arabskim haremie został również pociągnięty do absolutnego absurdu.

Najjaśniej lśni w filmie oczywiście sama Dyanne Thorne, która wcieliła się w tytułową rolę. Wrażenie robi scena, w której Elza przybywa na kolację w skąpym, czarnym kombinezonie i ze smyczą w dłoniach. Scenariusz stara się nieco wybielić jej postać, dając jej możliwość pokierowania buntem przeciwko złemu szejkowi.

Gdy Elza zostaje złapana i poddana torturom, film stara się nawet wykrzesać z nas iskrę współczucia… ale wszyscy niestety wciąż pamiętają wyczyny blond piękności z poprzedniego filmu!

Rewolta skierowana przeciwko trzymającym władzę możnym szejkom jest mocno przerysowana, a jej wykonanie wywołuje raczej uśmiech politowania aniżeli ekscytację. Trudno się tutaj również doszukać jakiś szpilek wbitych w kulturę Bliskiego Wschodu. Arabowie są niby przedstawieni jako handlarze ludźmi i przejawiają skłonności do okrucieństwa, jednak biali przybysze ze wschodu również nie są krystalicznie czyści.

I taka właśnie jest cała Elza – Strażniczka haremu. To nieco odstręczający, tani i uroczy w swej głupocie relikt szalonych lat ‘70. Dla wielu rozwodnienie atmosfery po poprzednim filmie może świadczyć o zatraceniu przez produkcję pazura, dla innych ta „przystępność” pozwoli pochylić się nad tą, bądź co bądź, legendarną figurą kina eksploatacji.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: Ilsa, Harem Keeper of the Oil Sheiks
Produkcja: Kanada/USA, 1976
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: