Nosferatu (2024)

Nie ma co ukrywać, że w filmowym świecie apetyt także rośnie w miarę jedzenia. Jeśli twórca nakręcił jeden znakomity film, wszyscy oczekują, że kolejny będzie jeszcze lepszy. A jeśli nakręcił trzy genialne filmy, jak zrobił to Robert Eggers, to nie chcemy nawet dopuścić do wiadomości, że kolejne dzieło może być nieco słabsze. Ale takie są właśnie realia przemysłu filmowego, gdzie fortuna kołem się toczy, czego przykładów jest aż nadto.

Mimo tego że Nosferatu jest obrazem, który wizualnie zapiera czasem dech w piersiach – bo mamy tu być może najpiękniejsze zdjęcia, jakie udało się kiedykolwiek Eggersowi wyczarować – jako całość jest tylko i wyłącznie interesującą porażką z tego powodu, iż brakuje mu dotychczas zawsze obecnej u reżysera iskry geniuszu, szaleństwa, błyskotliwości, którą trudno jest wprawdzie zdefiniować, ale której absencja jest tu dotkliwie odczuwalna.

Czy wszyscy będą tego samego zdania? Ciężko iść tak daleko. Nosferatu ze względu na swoją baśniową scenerię i wiele innych atutów takich jak znakomite kreacje aktorskie, piękne kostiumy, charakteryzacja i nieziemski miejscami klimat na pewno znajdzie swoich fanów, szczególnie wśród kinomanów, którzy z kinem Eggersa stykają się po raz pierwszy, a więc nie mają tego seansu z czym porównywać. Ale jeśli widzieliście wcześniej Czarownicę, The Lighthouse i Wikinga, to istnieje duża szansa, że po seansie Nosferatu będziecie mieli spory niedosyt.

Moim głównym zarzutem wobec filmu Eggersa jest to, że mało w nim nieodzownego elementu horroru, czyli strachu, co reżyser postawił sobie wszakże za punkt honoru, zarzekając się w wywiadach, że będzie to dla widzów zetknięcie z pierwotnym lękiem przed wampirami, który został zagubiony przez gatunkowy rewizjonizm. Ale tego elementu jest tu tak naprawdę jak na lekarstwo. Zamiast tego dominuje klimat przywodzący na myśl Piękną i bestię.

Osobiście, nie leży mi również to, że realizując Nosferatu, Eggers zbytnio przywiązał się do formuły gatunkowej, której brawurowe przekraczanie było dotychczas jego znakiem firmowym. Film podąża więc koleinami klasycznej historii Brama Stokera, której pierwszej adaptacji dokonał F.W. Murnau, i rzadko z nich w zasadzie wyjeżdża. A co za tym idzie, dla znawcy wampirycznej formuły nie ma tu w zasadzie żadnych niespodzianek.

W rezultacie, Nosferatu można sklasyfikować jako kolejny atak na gatunek dość poważnie już nadgryziony przez czas, który udowadnia jedynie, że ciężko jest dokonać skutecznego przeformułowania formuły zrewidowanej wcześniej setki razy, co w większości przypadków również zakończyło się porażką (zob. choćby Draculę Francisa Forda Coppoli).

Przyczyną kardynalną jest być może sama figura wampira, która mogła być jeszcze źródłem strachu przed erą Wiedźmina (książek, gier i seriali), czy filmów i seriali takich jak Zmierzch czy Co robimy w ukryciu?, ale w ostatnich dekadach została zbyt wyeksploatowana i oswojona przez pop kulturę, żeby mogła jeszcze straszyć. W istocie, wampir w ostatnich dwóch dekadach stał się nieustannym źródłem parodii i satyry. A potwora, który wydostał się z butelki, nie da się do niej z powrotem wpakować.

Nie bez powodu, przeróżni twórcy gatunkowi szukają ostatnio intensywnie źródeł lęku, które rezonują u widzów żyjących we współczesnej rzeczywistości, a tych wcale nie brakuje. Mamy więc epatację zagrożeniami związanymi z rozwojem biotechnologii, sztucznej inteligencji, degradacją środowiska, ingerencją w tożsamość ciała, czy psychopatią rodzącą się w mrocznych zakątkach internetu. Wampir odpada tu w przedbiegach. Jest z jednej strony zbyt klasyczny, dosłowny, stateczny, a z drugiej zbyt komiczny, słodki i skomercjalizowany.

Conradino Beb

Oryginalny tytuł: Nosferatu
Produkcja: USA, 2024
Dystrybucja w Polsce: Tylko Hity
Ocena MGV: 3,5/5

3 komentarze

  1. To piękny film i to nudny film. Miesiąc temu po raz pierwszy poznałem wersję Herzoga i absolutnie zakochałem się w tym surowym obrazie. Te zimne piwnice, szczury, brzydki wampir. Trudno mi teraz odbiera się takie wymuskane dzieło Eggersa. Ładne obrazki, treściwe to to nie jest.

    Dobrze, że wróciłeś.

    Polubione przez 1 osoba

    1. „Piękny i pusty”. Tak w zasadzie można by go zrecenzować w jednym zdaniu 🙂 O ile jestem welkim fanem Herzoga, to jego „Nosferatu” też nie zrobił na mnie wrażenia. Być może dlatego, że męczyli mnie tym filmem nauczyciele w szkole średniej, a potem jednak profesorka na uniwerku, która miała na jego punkcie szajbę. Film nieco zbyt wymuskany, nawet jak na Herzoga, nieszczególnie immersyjny i miejscami – jestem zmuszony powiedzieć – komiczny. Z mojego punktu widzenia, wszystkie adaptacje Stokera na potrzeby kina artystycznego powinno się zresztą pominąć milczeniem.

      Polubienie

  2. Też mi się nie podobał Nosferatu Eggersa, choć lubię wersje i Murnaua, i Herzoga, i Mehrige’a (wliczam „Cień wampira” jako postmodernistyczną wariację na temat).

    Do waszych uwag o filmie Eggersa dodałbym odrzucający orientalizm Anglosasów (bo to produkcja amerykańsko-brytyjska): Hutter wjeżdża do knajpy w Karpatach, a tam se tańczo i pijo Cygany, no kurwde, jasne że dzień jak co dzień, co mają robić, masakra, sztuczna naciągana scena mająca pokazać, że Eggers się zna, bo czytał. Po wywiadzie z nim w zimowym wydaniu „Sight & Sound” (winter 2024-2025, vol. 35, issue 1) wyczuć można było narcyzm i przerost ego („nakręciłem, bo chciałem”), ale w filmie to czasem przynosi efekty bliskie genialności, a czasem wielkie wtopy. I tym drugim jest nowy „Nosferatu”. 4/10

    PS. Eggers przyznał, że czytał opracowania na temat środkowoeuropejskiej historii wampiryzmu podrzucone mu przez rumuńską część ekipy produkcyjnej, ale cóż, do książek Janion i Kozaka nie dotarł, bo nie były tłumaczone na angielski.

    pozdro, Conradino!

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do patrykkarwowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.