Włóczęga ze strzelbą (2011)

Klasyczny model produkowania i reklamowania filmów eksploatacyjnych wiązał się z dwoma rzeczami, które musiały być gotowe zanim powstała w ogóle pierwsza wersja scenariusza. Były to: tytuł i plakat – jakkolwiek plakat zaczął w końcu tracić na znaczeniu w drugiej połowie lat ’70, kiedy trailer kinowy praktycznie przejął jego funkcję często granicząc z absurdem w próbie posługiwania się sensacyjnym montażem, żeby tylko zaciągnąć widza do kina.

Zasadnicza strategia była doskonale rozumiana przez AIP, ale do perfekcji doprowadził ją dopiero Roger Corman ze swoją wytwórnią New World Pictures (NWP), która wyspecjalizowała się w karmieniu dyrektorów kin samochodowych wygrzmoconymi na gorąco, szokującymi, pikantnymi tytułami, które następnie były zatwierdzane do produkcji, jeśli okazały się chwytliwe. Technika ta działała doskonale przez jakieś 15 lat i zależy sobie zdać sprawę, że wiele z klasyków kina klasy B powstało TYLKO I WYŁĄCZNIE DLATEGO!

Ten koncept jednak powrócił dzięki burzy mózgów, którą Robert Rodriguez i Quentin Tarantino przeprowadzili po jednym z ich słynnych, domowych pokazów filmowych. Na ich potrzeby Quentin Tarantino montował zwykle dwa filmy w starym drive-inowym stylu, z trailerami pośrodku i w ten sposób narodził się projekt Grindhouse, który miał zawierać dwie współczesne produkcje oraz kilka trailerów nieistniejących jeszcze filmów.

Osobiście, zakochałem się w Planet Terror, znacznie mniej podobał mi się Death Proof, ale trailery były diabelsko zabawne. Pierwszy z nich reklamował film z szybkim jak F-16 i zimnym, jak stal, Maczetą. Drugi z nich zapraszał na film o bezimiennym bezdomnym, który zaprowadza spokój w miasteczku pełnym zbrodni… oczywiście chodzi o Włóczęgę ze strzelbą. Jako, że recepcja na obydwa trailery była pozytywna, scenariusze zostały napisane, a obydwa filmy trafiły w końcu na ekran. W ten sposób stara historia eksploatacji z pomocą naszego dyżurnego duetu zgrabnie się powtórzyła!

Dobrze się stało, jako że Włóczęga ze strzelbą przywraca znakomitego Rutgera Hauera (Łowca androidów, Obroża) światu żywych dając mu okazję stworzenia jeszcze jednej, zajebistej kreacji! Tym razem Hauer wciela się w charakter tajemniczego bezdomnego, który wysiada z pociągu w małym amerykańskim miasteczku, żeby rozgrzać kości, a trafia w sam środek piekła!

Miasteczko jest bowiem niebem dla dziwek, dilerów i morderców, rządzone twardą ręką przez gang, dowodzony przez bezwzględnego Duke’a i jego dwóch synów. Włóczęga chce wprawdzie tylko pchać wózek przed siebie, ale jako że na każdym kroku jest dręczony przez skurwysyński element, w końcu puszczają mu nerwy, bierze do ręki strzelbę i wymierza szumowinom sprawiedliwość. Pomimo tego, że jest to oczywiście klasyczny, westernowy scenariusz, film odwołuje się także do wielu klasyków kina klasy B tj. Django (1966), Klasa 1984 (1982) czy Życzenie śmierci (1978).

Jeśli nawet wydaje się to pójściem na łatwiznę przez reżysera filmu, Jasona Eisenera, zdecydowanie chwyta za jaja. Zdjęcia zostały zrobione z poczucziem stylu z kilkoma wyśmienitymi ujęciami! Osobiście moim ulubionym momentem filmu jest monolog głównego bohatera nad noworodkiem w szpitalu – scena jest nasycona pastelowo-niebieskim kolorem, a gdy kamera powoli odjeżdża w tył, by dać pełne ujęcie, towarzyszy mu muzyka a la Vangelis.

Mój zakład ląduje w tym miejscu na hołdzie dla Łowcy androidów, co zresztą wydaje się oczywiste ze względu na obecność aktora łączącego ze sobą oba filmy. Są tu jednak także inne fantastyczne momenty, które objawiają spory talent reżyserski. Z drugiej strony esencją Włóczęgi ze strzelbą są oczywiście krew, przemoc i ostry język, które są jednak całkowicie usprawiedliwione ze względu na eksploatacyjny kontekst!

Pomimo tego, że film ma sporo plusów, wciąż wydaje się jednak daleki od doskonałości – po rewelacyjnej pierwszej połowie klimat nagle stacza się w dół. Problemem wydaje się szybka, jak bolid F1, akcja, która w pewnym momencie popełnia samobójstwo! Twórcy nie są w stanie podtrzymywać tempa w nieskończoność bez utraty cennego suspensu i nastroju, które umiejętnie wykorzystane stanowią o głównych walorach filmu.

W momencie gdy włóczęga bierze do ręki broń i zaczyna robić rzeźnię wśród zbirów, mikołajów-pedofili i odpadków społecznych, a lokalne gazety drukują zabawne nagłówki-rymowanki, Hauer traci grunt pod rozwój swojego charakteru, a intryga rozsypuje się w sekwencję scen przemocy, która jednak szybko robi się nudna!

Oczywiście, nie można zapominać, że głównym celem filmu jest pokazanie deszczu gówna, lejącego się ze wszystkich stron. Włóczęga ze strzelbą to przede wszystkim neoeksploatacja, która próbuje przywrócić ducha klasycznych produkcji klasy B z lat ’70 i ’80. W tym kontekście to dobry mózgojeb, który już zdążył zdobyć sobie fanów i zdecydowanie nadaje się do kilkukrotnego obejrzenia. Może nie stanie się współczesnym klasykiem, ale…

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Hobo with a Shotgun
Produkcja: USA/Kanada, 2011
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: