Pax Nicholas And The Nettey Family – Na Teef Know De Road Of Teef (1973)

Komedia i tragedia to dwa gatunki literackie, które czesto współwystepują w historii muzyki, a Pax Nicholas byłby zacnym przykładem parodii, jeśli nie kpiny losu. Ten urodzony w Ghanie muzyk w latach 1971-1978 był członkiem Africa ’70, legendarnego zespołu Feli Kutiego, gdzie grał na congach. Jego pierwszą płytą była Shakara, której tytułowy kawałek stał się po wsze czasy jednym z najbardziej znanych hitów Feli. 

Jako wielce utalentowanego muzyka od początku interesowało go jednak oczywiście „dłubanie na boku”. Dłubiąc w ten sposób wykręcił dwa albumy dla mało znanej nigeryjskiej wytwórni Tabansi, które nagrał wspólnie z muzykami równie mało znanego Martin Brothers Band. Jeden z nich to właśnie Na Teef Know De Road Of Teef, wydany oryginalnie w 1973 i ostentacyjnie zapomniany ze względu na to, że był tak dobry, iż wywołał gniew samego Feli, który po jego usłyszeniu zabronił Paxowi jakiegokolwiek pokątnego tworzenia.

pax_nicholas_cover
Okładka reedycji

Gdy Pax opuścił zespół Feli po koncercie w Berlinie w 1978, jego album nie został niestety wznowiony i przepadł w otchłani Afryki na wiele lat, by niespodziewanie wypłynąć na wierzch w Filadelfii, gdzie wiosną 2005 odnalazł go niemiecki DJ Frank Grossner (autor znakomitego bloga Voodoofunk). Czując wiatr w powietrzu Frank nie namyślał się długo i przedstawił go ludziom z nowojorskiego Daptone Records, którzy widząc w nim prawdziwy diament, natychmiast zdecydowali się dokonać transferu z winyla i zremasterowny album oddać światu.

I dobrze się stało, gdyż cztery kawałki, które możemy usłyszeć, to prawdziwe skarby Afryki. Mamy tu wszystko, co przywykliśmy identyfikować z korzenną, afrobeatową jazdą. Dynamiczne, synkopowane rytmy, wygrywane na congach, mocny akcent perkusyjny, wysokie tony partii gitarowych, głęboki wokal na delayu i fantastyczne riffy organowe, które w jakiś sposób uzupełniają oszczędne linie instrumentów dętych.

Nie da się nie dostrzec, że płyta Paxa posiada relatywnie minimalny charakter. Aranżacje są wprawdzie silnie zainspirowane rozpasaniem Feli, jednak czuć w nich nieco innego ducha, eskplorującego bardziej oszczędne, pierwotne przestrzenie. Nie czuć tu tak mocno dominującej figury, jaką w Africa ’70 był jej szef, mamy za to zgrany kolektyw muzyków, przekazujących silną, duchową energię z wybuchowym potencjałem tanecznym.

To bez wątpienia jedna z najwspanialszych płyt, która wyszła ze środowiska Feli w latach ’70. Gorąca, transowa i piekielnie uzależniająca muzyka, która mało ma sobie równych. Wciąga jak tajemnicza opowieść, rozwijająca się z kawałka na kawałek. Od niezwykle miarowego Na Teef… każdy kolejny tune staje się coraz bardziej szaleńczy i w coraz większym stopniu wypełniony bogatą aranżacją z obowiązkowymi improwizacjami wokół zadanego tematu.

Wielkie dzięki dla Franka Grossnera i Daptone Records, za to że możemy tą płytę położyć na talerzu. To obowiązkowy zakup, dla każdego maniaka afrykańskich dźwięków. Absolutny klasyk i trudny do ominięcia killer! Żałować można jedynie, że nie ustalono składu muzyków na tej płycie, co pomogłoby pewnie wyłowić poszczególne talenty i pomóc kolekcjonerom w dalszym grzebaniu!

Conradino Beb

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: