Gonzo & The Prezidents – Trixter EP (2014)

gonzo_and_the_prezidents

Gonzo & The Prezidents reprezentują warszawski front garażowego revivalu od kilku lat zamiatającego z sukcesem cały świat i mimo, że to już trzecia fala renesansu tego chropowatego stylu gitarowego, który został utrwalony w masowej świadomości przez MC5 i The Stooges, trend nie wygasa, bo garaż ma dwie mocne strony: prostotę i energię. I na tym w zasadzie zbudowana została debiutancka EP-ka zespołu, Trixter, która brzmi niemal jak nagranie live – minimum produkcji, ale maksimum emocji.

5 dynamicznych, z kopytem zagranych kawałków to fuzja trzech akordów na gitarze, organowych riffów i napierdalania w gary, ile wlezie. Ale efekt przekracza sumę wszystkich elementów, bo Trixter wchodzi bez smarowania, choć o achach i ochach nie ma raczej mowy. Zważywszy jednak na to, że chłopcy nagrali wszystko własnym sumptem i postarali się o to, żeby wykrzesać z siebie wszystko – a krążek to odzwierciedla – akustyczne niedostatki pozostawmy na dalekim planie.

Koniec końców nadają one Trixterowi soczystości i klimatu. To można zaś określić jako tango The Cramps z Count 5, The Sonics czy The Kinks. Retro na pełnej petardzie, ale nie bez własnego wkładu w postaci tekstów o waleniu panienek w windzie, jaraniu trawy, a nawet transgresji – bo dlaczego nie – który zawieszony jest we własnym świecie, bez żadnych gwiazdorskich pretensji (mówimy przecież o młodym bandzie), ale z bezbłędnym poczuciem szybko-i-do-przodu-zanim-nastanie-dzień.

Co należy także dodać, udzielający się na ryju Kacperro Guerrillero potrafi śpiewać po angielsku tak, że da się tego słuchać bez specjalnej żenady, a to w świecie polskich muzyków z ambicjami do eksportu swoich dźwięków za granicę już prawdziwa rewelacja. Pozytywnego efektu dopełnia okładkowy kolaż, w którym Bettie Page – słynnej striptizerce został poświęcony pierwszy numer – pływa wśród muchomorów, pejotli i apokaliptycznych symboli. Na Trixterze nie znajdziecie jednak specjalnie psychedelicznego klimatu, ale dużo surowego rock’n’rolla, który z powodzeniem umila wieczory i poranki.

Conradino Beb    

1 komentarz

  1. Powiem tak: rock specjalnie mnie nie zwilża, a już zwłaszcza taki wykręcony. Lat mam 40+. Na ich koncert polazłem porobić zdjęcia — no i to był teatr! Jak mówię, muzyka mnie nie kreci, tekstów nie rozumiem, bo nie spikam w lengłydżu, natomiast samo to JAK oni graja, jaką wkładają w to energię, szczerość, pasję, zajawkę i całych siebie… bajka, po prostu bajka. Widać, że tym żyją i że są tym szczerzy, widać, że ich to bawi. Zero gwiazdorzenia, żadnej pozy… surowe, ociekające krwią mięso a nie dmuchany plastik z Maka. I faktycznie, oni nie grają, oni napierdzielają gary bez litości, drą mordy, rwą struny — ale ile w tym siły! Jakbym był laska, to kisiel w majtach, a że nie jestem, to dusiłem migawkę w tempie 200 BPM i zdjęcia wyszły bajecznie (że sobie posłodzę).

    Kocham tych gówniarzy!!!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: