Wraz z Nowym Rokiem w Kalifornii zaczęła obowiązywać Propozycja 64, która legalizuje uprawę, obrót i konsumpcję marihuany na obszarze stanu. Obowiązuje ona wszystkich, którzy ukończyli 21 rok życia, ale nie likwiduje wielu starych problemów, a do tego kreuje zupełnie nowe.
Na dzień dzisiejszy zaledwie 90 punktów sprzedaży w Kalifornii jest w posiadaniu licencji wymaganej do obrotu marihuaną rekreacyjną i są one skoncentrowane wokół San Diego, Santa Cruz, San Francisco, Oakland i Palm Springs.
Przykładowo, w Los Angeles, które za pośrednictwem Komisji ds. Konopi ogłosiło nowe regulacje dla punktów sprzedaży w grudniu, petycje o przyznanie licencji są przyjmowane dopiero dzisiaj.
Jednak składać je może jedynie 135 punktów pierwszej pomocy mających wcześniejsze doświadczenie w sprzedaży marihuany medycznej, które określone zostały przez radę miejską mianem „odpowiedzialnych operatorów” oraz posiadają „ograniczony immunitet” (rodzaj lokalnego certyfikatu prawnego chroniącego właściciela sklepu przed najazdem federalnym).

Pełna legalizacja nie oznacza także, iż palić marihuanę można teraz wszędzie w Kalifornii (choć w praktyce zakaz ten nie jest przestrzegany). Zakaz konsumpcji obowiązuje wciąż tam, gdzie nie można palić tytoniu, a więc w restauracjach, kinach i miejscach publicznych. Zabronione jest także palenie marihuany za kółkiem.
Sprzedawcy wciąż muszą się również borykać ze starym problemem operowania gotówką, gdyż banki dalej nie chcą otwierać kont biznesowych sklepom marihuanowym ze względu na prawo federalne.
Każdy dorosły, legitymujący się ważnym dokumentem, może więc teraz wejść do sklepu i zakupić legalnie uncję marihuany (około 28 gramów), pod warunkiem że wcześniej odbył wycieczkę do bankomatu.
Na implementację wciąż czekają ponadto reguły dotyczące testowania produktu na obecność pestycydów, pleśni i innych zanieczyszczeń, z czym Kalifornia ma poważny problem, a które na dzień dzisiejszy pozostają opcjonalne. Mają one wraz z komputerowym systemem śledzenia legalnej marihuany od zbioru do sprzedaży zostać wprowadzone w ciągu następnych sześciu miesięcy.
Pozostaje także kwestia wysokich podatków, które pojawiły się wraz z nowym prawem.
Jak stwierdził Jeff Poel, klimatolog z 25-letnim stażem i dyrektor Ecological Cannabis Organization z siedzibą w Eurece (północna Kalifornia), który w Nowy Rok otworzył drzwi sklepu o 11 rano: Miałem bardziej pozytywne nastawienie do całej sprawy, aż nie zobaczyłem wszystkich opłat i podatków. Niestety, są one tak absurdalnie wysokie, że podniesie to cenę marihuany o 50-100%. A jeśli nakładasz na coś zbyt wysokie podatki, kreujesz czarny rynek, tyle że my już go mamy.
Wprowadzenie w życie Propozycji 64 oznacza w praktyce, iż każda legalna transakcja zostaje teraz obarczona 15% podatkiem od sprzedaży przez stan (jednak z zachowaniem obowiązującego dla wszystkich w Kalifornii podatku od sprzedaży wynoszącego 6%), a także lokalnym 3.25-8,5% podatkiem przez hrabstwo (którego nie bedą jednak musieli ponosić pacjenci kupujący marihuanę medyczną), a także podatkiem miejskim od rekreacyjnej marihuany, który w Oakland wynosi np. 10%.
Podatki muszą teraz płacić także plantatorzy, którzy po uzyskaniu licencji ($1 tys.) muszą uiścić stanowemu fiskusowi $9,25 za każdą uncję suchych kwiatostanów i $2,75 za każdą uncję resztek z trymowania. Wszystkie te koszty wpłyną oczywiście na podniesienie cen, które zapłacą konsumenci. Średnio, ceny marihuany rekreacyjnej już poszybowały w górę o $2-7 na gramie produktu.

Jak mówi Steve DeAngelo, znany aktywista i właściciel Harborside, operującego od wielu lat w Oakland punktu pierwszej pomocy, a teraz sklepu z rekreacyjną marihuaną: Jestem naprawdę szczęśliwy – w zasadzie wstrząśnięty – że mamy w końcu legalizację konopi w Kalifornii. Ale w tym samym czasie jestem przerażony podatkami.
W naszym sklepie opodatkowanie zmieniło się z 15% na 35% dla dorosłych konsumentów. To spory cios, który oznacza, iż wielu z mniej zamożnych klientów zwróci się w stronę czarnego rynku, który oferuje niższe ceny.
Faktycznie, wielu ekspertów przewiduje, że legalizacja w Kalifornii nie tylko nie zmniejszy rozmiarów czarnego rynku, ale może go nawet powiększyć, jeśli wprowadzone podatki nie zostaną szybko zrewokowane. Niewiele zmieni to także sytuację w Szmaragdowym Trójkącie, gdzie użytkownicy zaopatrują się często bezpośrednio u plantatorów zupełnie omijając system.
Conradino Beb
Źródło: LA Times / The Guardian / Leafly / Merry Jane / CBS
To właśnie był (i jest) jeden z postulatów legalizacji – niech państwo kontroluje obrót, obłoży podatkami i zarabia na tym. Szara strefa jest i zawsze będzie istniała. Na rynku nie brakuje nielegalnego alkoholu i papierosów, a jednak wpływy z akcyzy z tych produktów są znaczne, bo większość ludzi konsumuje z legalnych źródeł.
PolubieniePolubienie
Sa rozne drogi do legalizacji, a jak juz o tym dyskutujemy, to wezmy Kalifornie, ktora wraz z Propozycja 215 – (https://en.wikipedia.org/wiki/California_Proposition_215_(1996) – zalegalizowala posiadanie, sprzedaz i uprawe medycznej marihuany w 1996, bedac absolutnym liderem w skali swiatowej! Ta ustawa pozwalala wszystkim pacjentom na posiadanie 8 uncji marihuany (8 x 28 g) i uprawe 12 roslin na terenie domostwa, ale w hrabstwie Humboldt limit zostal zwiekszony przez lokalne wladze do 99 roslin (najwyzszy w Kalifornii), co oznaczalo ze kazdy tak naprawde mogl uprawiac, ile tylko mu sie podobalo.
Co bylo zaleta tego rozwiazania? Brak dodatkowych podatkow! Pacjenci mogli sie zaopatrywac w punktach pierwszej pomocy, ktore musialy zgodnie z prawem dzialac jako organizacje pozytku publicznego, a wiec pokrywaly ze swoich przychodow koszty operowania (w tym pensje pracownikow), a nadwyzke (profity) musialy zwracac lokalnej spolecznosci w formie warsztatow, kursow, masazy etc. Ten model byl niemal idealny, bo pozwalal plantatorom sprzedawac swoj plon (w punktach pierwszej pomocy), na co przymykano oko, i gwarantowal prace ludziom zainteresowanym sprzedaza i marketingiem, a takze dawal mozliwosci uprawy ziola tym, ktorzy chcieli oszczedzic kase.
Oczywiscie, nie eliminowal on zupelnie czarnego rynku, bo Szmaragdowy Trojkat zarabial wciaz miliardy na eksporcie marihuany do innych stanow, a produkt nie musial byc testowany na obecnosc pestycydow i innych szkodliwych substancji, co oslabialo medyczny wydzwiek calego rozwiazania. Z drugiej strony nieobarczeni podatkami breederzy i growerzy mogli do woli eksperymentowac z nowymi odmianami, technikami uprawy i hodowli, rosl rynek uslug marihuanowych, a konsumenci cieszyli sie coraz mocniejszym produktem.
Obecnie, poza bardzo kosztownymi rozwiazaniami, ktore beda musieli wprowadzic wszyscy plantatorzy, chcacy zarabiac legalnie na rekreacyjnej marihuanie, beda musieli oni placic podatki za kazda uncje swojego plonu, a wszystko bez mozliwosci ubezpieczenia swoich operacji czy inwestowania tych pieniedzy w fundusz emerytalny, PONIEWAZ STAN NIE GWARANTUJE IM IMMUNITETU od fedralnych persekucji. Ponadto, system ten faworyzuje gigantyczne operacje (choc faktem jest, ze wstrzymuje je do 2023, dajac czas mniejszym operatorom na rozwiniecie skrzydel), ktore maja wysokie koszty inwestycyjne i operacyjne, na co pozwolic sobie moga jedynie bogaci przesiebiorcy (korporacje, fundusze inwestycyjne, celebryci). Dodatkowo, za kilka miesiecy w zycie ma wejsc system sledzenia produktu od posadzenia do sprzedazy (seed-to-sale), ktorego koszty funkcjonowania beda znowu musieli pokryc plantatorzy i sprzedawcy!
To wszystko ma jeden wymierny efekt – WZROST CEN MARIHUANY, ktory w praktyce moze zupelnie nie wyeliminowac czarnego rynku, a nawet powiekszysc jego rozmiary, bo jesli jako konsument masz wybor pomiedzy gramem ziola za $15 od dilera, a gramem za $22 w sklepie, to czesto wybierzesz pierwsza opcje. W tym sensie legalizacja Kalifornii moze osiagnac efekt odwrotny od zamierzonego i z tego powodu sam bede obstawal przy tym, ze celem legalizacji nie jest OPODATKOWANIE PRZEMYSLU KONOPNEGO PO SUFIT, a racjonalne rozwiazanie problemu czarnego rynku poprzez jego depenalizacje i liberalizacje! Jestem zdecydowanym przeciwnikiem oddania wszystkiego administracji panstwowej, bo jest ona zainteresowana glownie wyszarpaniem dla siebie tyle, ile sie da, w celu wlasnego rozrostu, bez zadnego szacunku dla pracy ludzi naprawde rozumiejacych te rosline.
PolubieniePolubienie