Czarne lustro zaczyna być serialem na tyle obecnym w mediach i popularnym wśród widzów, że jego formuła siłą rzeczy zaczyna tracić na świeżości. Warto jednak przypomnieć, że zanim na franczyzie łapy położył Netflix, była to mała produkcja telewizyjna, puszczana przez brytyjski Channel 4 z 1,6 mln widzów w drugim sezonie (spadek o 0,3 mln) i zaledwie 9% udziałem w lokalnym rynku.
Jednak w lutym 2013, gdy Channel 4 wyemitował drugi sezon po 1,5-rocznej przerwie, mini-serial miał już jeden poważny atut – został uhonorowany Nagrodą Emmy w Nowym Jorku, co rozpoczęło jego kurs w stronę pozycji kultowej.
Na pokład niedługo później miał wskoczyć sam Jon Hamm (niezapomniany odtwórca roli Dona Drapera w Mad Men), który zagrał w bonusowym epizodzie White Christmas (wyemitowanym w grudniu 2014), co zwróciło na Czarne lustro uwagę wszystkich fanów aktora, których ten do tego momentu zgromadził sporo.

W międzyczasie serialem kazał się zaś wszystkim zainteresować Stephen King, pisząc 7 grudnia 2014 na Twitterze: Pokochałem Czarne lustro. Przerażające, zabawne, inteligentne. To jak Strefa mroku o klasyfikacji R.
I to w zasadzie zapoczątkowało drogę dzieła Charliego Brookera do prawdziwej sławy, najpierw wśród lubujących się w bardziej wymagających produkcjach hipsterów, a później na Netfliksie, który zaczął negocjować jego kontynuację w sierpniu/wrześniu 2015, jednocześnie oferując swoim widzom dwa pierwsze sezony i odcinek świąteczny.
Trzeci sezon serialu, który miał swoją premierę we wrześniu 2016 (wygrany w wyścigu z Channel 4 za $40 mln) zdecydowanie różnił się jednak od poprzednich. Po pierwsze, odcinków było sześć, a nie trzy. Po drugie, produkcja została przeniesiona do USA. A po trzecie, Brooker zdecydował się oprawić swoje dystopijne wizje w ramy bardziej konwencjonalnych historii (romansu, historii detektywistycznej, ekologicznego thrillera), żeby móc je łatwiej sprzedać masowej widowni.
Niestety, to podejście odniosło połowiczny sukces. Sezon, pomimo dwóch fantastycznych odcinków: San Junipero i Nosedive, rozmienił się na drobne w Shut Up And Dance, Playtest i ledwo wyszedł obronną ręką w Men Against Fire i Hated in the Nation. Po raz pierwszy stało się też oczywiste, że Brooker ma tendencję do recyklingu i że ilość konwencji, z którymi pracuje, jest mocno ograniczona.
Nie inaczej jest w sezonie czwartym, w którym jak zwróciła na to słusznie uwagę krytyczka The Atlantic, ekspozycja wszystkich epizodów zaczyna się za kółkiem, jakby Brooker nie był w stanie zakotwiczyć pierwszych kilku scen w inny sposób. Poza tym, ponownie jesteśmy zmuszeni do przeżywania déjà vu, oglądając epizody wykorzystujące pomysły wcześniej już wykorzystane, tyle że z nową scenografią, nowymi aktorami i delikatnie odmienną akcją.
Zobacz zwiastun
To usprawiedliwia niezadowolenie wielu fanów, jak też niskie oceny krytyków, przede wszystkim za finał sezonu, Czarne muzeum, który jest swoistym meta-odcinkiem, ale ostatecznie proponuje powtórne trawienie treści z minimalnym efektem dramatycznym i dość nieudaczną puentą.
Oczywiście, także tutaj znajdziemy absolutnych zwycięzców, pełną zwrotów akcji i świetnie odegranych charakterów dystopię dla nerdów, USS Callister, czy emocjonalnie i dramatycznie niepokalaną Hang The DJ, opowieść o alternatywnej rzeczywistości, która opanowana została przez cyfrowy system randkowy i sztuczną inteligencję.
Tuż obok pełza jednak Krokodyl, który wygląda jak próba połączenia The Entire History of You z nordyckim thrillerem, całkowicie przewidywalna historia z chrześcijańskim wręcz morałem, czy Arkangel, który z początku szybuje powyżej przeciętnej lecz wkróce zaczyna się sypać z powodu niedostatków historii, słabo scementowanych wątków obyczajowych i niedogotowanego zakończenia.
Kontrowersyjny pozostaje Metalhead, który jest konkretnym kawałem kina postapokaliptycznego z wartką akcją w nostalgicznej czerni i bieli, oferujący rewelacyjny klimat, ale odstający przy okazji nieco od reszty. Odcinek spodobał się bardzo fanom gatunku, ale został zupełnie zbyty przez tych, którzy od Czarnego lustra spodziewają się przede wszystkim emocjonalnego terroru i trudnych do rozstrzygnięcia dylematów moralnych.
Conradino Beb