Miłośnicy Weng Wenga na pewno zdają sobie sprawę, że nasz mały szkrab zaszedł daleko po ustrzeleniu kultowego klasyka For Y’ur Height Only w 1981 i zapuścił się w o wiele dziwniejsze rejony filmowe.
Podczas gdy jego ekscentryczne spysploitation zdobywało sztormem amerykańskie drive-iny bezlitośnie smażąc mózgi wszystkich widzów, Weng Weng kontynuował karierę i zagrał w kilku innych, nieprzeciętnych konceptualnie filmidłach klasy B, z których nie wszystkie przedostały się jednak poza granice Filipin.
Ale jednym z tych szczęśliwych skarbów, które zaimportowała do USA ta sama szydercza loża NWP – ci goście musieli mieć ubaw po pachy robiąc dubbing – był wykręcony Pinoy western D’Wild Wild Weng.
Zrealizowany na najniższym możliwym budżecie przez tego samego filipińskiego kucharza, który wyreżyserował For Y’ur Height Only, Eddiego Nicarta, osadził Weng Wenga w roli Pana Wenga – bohatera maszerującego odważnie przez odrealnioną, westernową scenografię z innym, baśniowym charakterem, dwumetrowym Gordonem. Z historii uczyniono dodatkowo prawdziwy trip!
Nasz superduet jest właśnie w drodze do Santa Monica, a Pan Weng podróżuje w kimono. Jak się jednak okazuje, jest to bardzo niebezpieczne miejsce, co słyszymy to od przypadkowo napotkanego, indiańskiego karła.
Bohaterowie dowiadują się, że miasteczko zostało właśnie najechane przez bezwzględnego bandytę Sebastiana, którego banda wypruła flaki burmistrzowi i jego rodzinie, zgwałciła wszystkie kobiety, pożarła kury i zagrabiła to, co zostało. Ale Pan Weng kuma brutalną czaczę tego świata i nie ma zamiaru zmieniać kierunku, gdyż jego misją jest przywracanie wszędzie pokoju i harmonii.
A zdecydowanie nie jest on typem, z którym można bezkarnie zadzierać (o nie!) Ze skurwielami rozprawia się bez pardonu stosując tajemne techniki kung fu, które być może widzieliście wcześniej w Wejściu smoka. A do tego jest strzelcem wyborowym i potrafi stać się niewidzialny na zawołanie!
Te umiejętności naprawdę się przydadzą, gdyż Pan Weng nie będzie miał dużego wyboru poza twardą grą. Ukradnie banana ze stołu chowając się w worku pod ławką, poradzi sobie z regimentem czarnych ninja Sebastiana, ucieknie z więzienia skitrany pod habitem Gordona i ochroni panią swojego serca przed zbałamuceniem przez brutali.
Ale zanim nasze gorące kuczaki przejdą do ataku, zakradną się do miasteczka i odnajdą zastępcę burmistrza o imieniu Lupo, pozbawionego języka, który jest teraz w stanie wydawać jedynie skrzeczące dźwięki. W jakiś sposób udaje im się mimo wszystko skumać co bełkocze biedaczek i podkręcić gaz. I tutaj film naprawdę się zaczyna!
Prawdziwy rollercoaster – bez względu na intrygę – z walkami kung fu, masakrowaniem karabinem maszynowym, ckliwym wątkiem romansowym, niecnymi podstępami wojennymi, strategią na przechytrzenie wroga, pościgiem w wysokiej trawie oraz zwykłym robieniem w konia.
Bezcenne są niektóre linijki, z których jedną z lepszych jest: Wrzuć na luz, miecz samuraja nie będzie używany w ten sposób! Pan Weng wkręcony jest ponadto w najnowszą modę goniąc za złoczyńcami w żakiecie mariachi i białej, marszczonej koszuli. Te sceny są dodatkowo szpikowane fantastyczną meksykańską muzyką, bezlitośnie płuczącą tematy Ennia Morricone.
W efekcie, D’Wild Wild Weng ogląda się, jak poroniony zestaw slapstickowego humoru z nieustepującą eskalacją cyrkowych gestów, czyli dokładnie to, co lubią fani śmiecia! Gwarantowany atak histerycznego śmiechu co 5 minut!
Jeśli chcielibyście złapać to za ogon, przed sobą macie spag-west Corbucciego skrzyżowany z Enter The Ninja oraz The Freaks Toda Browninga. Brzmi łakomie? Tak myślałem, więc nie wahajcie się ani na chwilę, bo na pewno warto zobaczyć scenę z bananem.
A ninja biegający po pustyni będą wisienką na torcie cudów. Indiańskie karły bardziej śmiercionośne niż Navy Seals i X-Men razem wzięci – znajdziesz ich tutaj! Filipińska wioska zamieniona na westernowe miasteczko z kurczakami wzbogacającymi krajobraz – to właśnie ten film.
Nieomylny jest w D’Wild Wild Weng smak azjatyckiej eksploatacji. Uczta dla nerdów, potheadów i koneserów campu. Wysoka fala i symbol tego co najlepsze w kinie niskobudżetowym. Eddie Nicart potwierdza swój status kapelana śmiecia filmowego robiąc wszystko dokładnie w taki sposób, by szturmem zdobyć serca fanów – sam wyreżyserował tu nawet sceny kaskaderskie.
Jeśli znajdziecie coś bardziej rozkosznego niż filmy z Weng Wengiem, dajcie mi znać. Koleś był Peterem Sellersem campu, wprawdzie niskiego wzrostu, ale ze stylem Humphreya Bogarta.
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: D’Wild Wild Weng
Produkcja: Filipiny, 1982
Dystrybucja w Polsce: Magivanga Vaults
Ocena MGV: 4/5
=== Obejrzyj cały film ===