Ostatni seans filmowy (1971)

old_the-last-picture-show-poster

Początek lat ’70 to prawdziwy wylew nowych talentów w kinie amerykańskim lub zielonego światła dawanego przez duże wytwórnie wcześniej marginalizowanym twórcom, którzy na fali kryzysu systemu studyjnego i zmiany pokoleniowej nagle znaleźli się na uprzywilejowanej pozycji i mogli kręcić co tylko im się podobało. Ta świeża krew miała przejść do historii jako Nowe Hollywood i wyprodukować absolutnie nieproporcjonalną liczbę arcydzieł filmowych w stosunku do wcześniejszych, jak i późniejszych dekad.

Zanim jednak Peter Bogdanovich wystąpił z szeregu, by nakręcić Ostatni seans filmowy, był uczniem w „szkole” Rogera Cormana wspólnie z Martinem Scorsese, Francisem Fordem Coppolą i Monte Hellmanem. To u legendy kina eksploatacji artysta nauczył się zarówno zasad pracy z kamerą, tajników operowania na niskim budżecie, jak też montażu filmowego, co zostało przez niego w pełni wykorzystane podczas kręcenia debiutu, Żywych tarcz, sfinansowanych zresztą przez Cormana.

Niestety, obraz został ściągnięty z ekranów przez dystrybutorów po zaledwie kilku tygodniach, gdyż na ekrany wszedł nieszczęśliwie tuż przed zabójstwem Roberta Kennedy’ego. Jego tematyka oscylowała wokół strzelania do bezbronnych ludzi przez chorego psychicznie maniaka, co było bardzo niefortunną koincydencją. Przypadkowo, Żywe tarcze zdążył jednak zobaczyć Bob Rafelson (Pięć łatwych utworów, Król Marvin Gardens), który wraz z Bertem Schneiderem rozkręcał właśnie BBS Productions sunącą na fali ogromnego sukcesu Easy Ridera.

Rafelson miał powiedzieć Schneiderowi, że film był kiepski – choć trzeba mu oddać trochę sprawiedliwości, bo nie jest aż taki zły – ale reżyser wydawał się znać swój fach, więc był idealnym dodatkiem do BBS. Schneider skontaktował się szybko z Bogdanovichem przez Henry’ego Jagloma (Bezpieczne miejsce) i zachęcił go do przedstawienia wymarzonego projektu, dla którego była nim ekranizacja książki The Looters.

Schneider z miejsca pomysł ten jednak odrzucił, stwierdzając że to nie jest to, co Bogdanovich chciałby naprawdę zrobić. Ten za podszeptem żony, Polly Platt, kazał mu więc przeczytać inną książkę, która zrobiła na nim duże wrażenie, Ostatni seans filmowy autorstwa Larry’ego McMurtry’ego, kumpla Kena Keseya z czasów kwasowych imprez na Penny Lane. Ta, opowiadająca historię wchodzących w dorosłość nastolatków w małym miasteczku w Teksasie na początku lat ’50, była idealnym materiałem na klasyczny dramat, co Schneider natychmiast spostrzegł.

Zdjęcia do filmu rozpoczęły się w październiku 1970 w Archer City w Teksasie, w tym samym miasteczku, które posłużyło pisarzowi za kanwę książki. Film, za radą Orsona Wellesa, który w tym czasie mieszkał z Bogdanovichem i Platt, miał zostać ponadto nakręcony w czerni i bieli. Obsada, poza kilkoma kluczowymi aktorami, została złożona z debiutantów i amatorów, do których należała przede wszystkim Cybill Shepherd (później obsadzona w Taksówkarzu), młoda modelka wypatrzona przez reżysera na okładce Glamour.

Najtrudniejsze dla Bogdanovicha okazało się pozyskanie do filmu Bena Johnsona, gwiazdy westernów Johna Forda, z którym ten jadał obiady. Jak potwierdza w wywiadach sam reżyser, aktor odrzucił propozycję zagrania w filmie trzykrotnie, twierdząc że jego postać za dużo mówi. Ostatecznie zgodził się jednak naciskany przez Forda oraz samego Bogdanovicha, który obiecał mu przynajmniej nominację do Oscara za swoją rolę, co faktycznie się spełniło.

Sama produkcja obfitowała od samego początku w dramatyczne wydarzenia. Zaczęło się od przelotnego romansu Jeffa Bridgesa (Big Lebowski), który grał postać Duane’a, z Cybill Shepherd – ta grała główną rolę Jaycy. W trakcie zdjęć zakochał się w niej sam Bogdanovich, któremu trzy tygodnie wcześniej urodziło się dziecko. Gdy więc miłostka Jeffa i Cybill nagle się skończyła, reżyser poszedł na całość i zaczął sypiać z aktorką, doprowadzając w efekcie do rozłożenia swojego małżeństwa na łopatki.

I być może ze względu na to życie naśladujące fikcję, Ostatni seans filmowy 45 lat po swojej premierze wciąż pozostaje obrazem niezwykłym! A w ’71 był to prawdziwy szok, gdyż nikt nie kręcił już filmów w czerni i bieli, na ekranach niepodzielnie dominował kolor. Kontrowersje wzbudzała też swobodnie eksplorowana nagość oraz temat przewodni – nastoletni seks. Były to jednak wszystko elementy składające się na wyjątkowe arcydzieło, którego poziomu Bogdanovich nie miał już nigdy sięgnąć… jedynym hejterem filmu stał się z osobistych powodów Robert Altman.

W oczach zarówno krytków, jak i Berta Schneidera, Ostatni seans filmowy był kolejną perłą wyprodukowaną przez BBS, która reprezentowała bardziej europejski styl reżyserii, co szczególnie widoczne jest w eksploracji światłocienia i w sposobie kręcenia scen w zamkniętych pomieszczeniach. Ale Bogdanovich zawsze twierdził, że nie było to intencjonalne i wynikało bardziej z tego, że Teksas reprezentował dla niego nieznany ląd, obserwowany przez okulary obcego.

W istocie, to Orson Welles i John Ford mieli największy wpływ na inne charakterystyczne elementy filmu, szerokie kadry i optykę pełną detali. Słynne „montowanie kamerą” (editing in camera), czyli brak ogólnego ujęcia planu (master shot), było jednak bardziej efektem pracy Bogdanovicha z Rogerem Cormanem i pozostaje do dzisiaj znakiem rozpoznawczym jego stylu. Z tego właśnie powodu – jak stwierdził Scorsese – Bogdanovich był prawdopodobnie ostatnim amerykańskim reżyserem rozumiejącym klasyczne hollywoodzkie kino, będąc też pionierem nurtu retro.

Zarówno scenariusz, jak i sposób prowadzenia narracji, były jednak dalekie od dostojności filmów z Johnem Waynem, gdyż Ostatni seans filmowy to nostalgiczny traktat o końcu epoki hipokryzji i poszukiwaniu nieuchwytnego sensu życia z małomiasteczkową mentalnością w tle. Bogdanovich w pewien sposób wykorzystał wprawdzie obsesję rytuałów przejścia z westernów Forda – kazał nawet bohaterom oglądać Czerwoną rzekę w kinie, skąd zresztą tytuł filmu – ale przefiltrował ją przez doświadczenia kontrkultury, uaktualniając przekaz o zdobycze rewolucji seksualnej.

Oto dwóch przyjaciół, Sonny i Duane, kończy szkołę średnią poznając gorzko-słodki smak dorosłości. Duane kręci z miejscową pięknością Jaycy, która namawiana przez cyniczną matkę (brawurowo zagraną przez Ellen Burstyn) skacze z kwiatka na kwiatek próbując wyrwać jak najbogatszego kandydata na męża, co daje okazję Bogdanovichowi do budowania dramatyzmu. W tle pobrzmiewa zaś smutna historia Sama Lwa (w tej roli Ben Johnson), właściciela miejscowego baru bilardowego, który kiedyś spotkał idealną kobietę, tylko po to by stracić ją na zawsze.

Cała historia ma mnóstwo odcieni i niedomówień, ale idealnie oddaje klimat dorastania dwóch młodych mężczyzn, którzy z dnia na dzień nagle stają się kimś innym i wchodzą nawet ze sobą w konflikt o wspomnianą Jaycy, która koniec końców nie ma się jednak zamiaru zdeklarować. To ich oczami widzimy również rozbite, puste żywoty członków miejscowej społeczności, którzy stracili swoje życie podejmując wcześniej złe decyzje, ale są nieodłącznymi elementami skomplikowanej siatki emocjonalnej zbudowanej przez Bogdanovicha i okazjami dla aktorów do prawdziwych popisów.

Ben Johnson jest fantastyczny jako enigmatyczny storyteller, który w jednej z kluczowych scen filmu opowiada Sonny’emu o swojej jedynej miłości. Jego prezencja zawsze zwiastuje pewien zwrot akcji, a tych jest w filmie naprawdę dużo. Ellen Burstyn, która do filmu dostała się przez Rafelsona, jest kolejną mocną stroną dzieła Bogdanovicha. Mieszanka cynizmu, wyrachowania, skrywanego romantyzmu, a nawet współczucia, na których zbudowana jest jej postać, daje filmowi solidną dawkę ambiwalencji.

Do tego dochodzi zaś główna rola Cybill Shepherd, która zamiast grać kogoś innego, w zasadzie wykorzystuje własną osobę i na tej podstawie staje się Jaycy. Bogdanovich obsadził również dużą ilość amatorów w rolach epizodycznych, co sprawia, że film odbiera się wyjątkowo realistycznie (w swojej pierwszej roli pojawia się Randy Quaid). Doskonałe kreacje prezentują też oczywiście aktorzy pierwszoplanowi, Jeff Bridges, dla którego była to przełomowa rola, oraz Timothy Bottoms, który bardzo długo miał potem czekać na powrót do pierwszej ligi i wrócił dopiero wraz z Człowiekiem w żelaznej masce. Absolutny klasyk!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: The Last Picture Show
Produkcja: USA, 1971
Dystrybucja w Polsce: Imperial CinePix
Ocena MGV: 5/5

4 komentarze

  1. W tym kontekście , to wydaje mi się, że chodzi o ,,estabilishing shot” , nie ,, master” .
    Film do przypomnienia, widziałem go chyba z 20 lat temu . Akurat Bogdanovich cieszył się sporymi względami polskiego dystrybutora ; ,, Papierowy Księżyc” ,, Nickelodeon ” ,, No i Co Doktorku? ” ,,, Saint Jack” i .. Ostatni Seans…” były u nas w kinach.
    Także ,, Star 80” Boba Fosse’a oparty na tragicznej historii romansu Bogdanovicha z modelką Playboya.

    Polubienie

  2. To jedne z moich ulubionych filmów, który jest jednocześnie jednym z najsmutniejszych, ostatni scena z Lwem, niby nic nieznacząca a czuć od razu jej ciężar. Książka „Ostatni seans filmowy” była owiana w tamtym czasie aurą skandalu, nazwana pornograficzną, organizowano nawet publiczne jej palenie, sam Bogdanovich jak napisałeś jej nie wybrał, paradoksalnie choć film uznawany jest za najlepszy w jego dorobku, to daleki jest od jego wrażliwości, bo jak dokładnie się przyjrzeć większość jego filmów to screwball comedy, które zresztą dobrze mu wychodziły. Inna sprawa, że choć jest ceniony to nigdy nie zdobył takiej łatki klasyka jak jego koledzy brodacze i do niedawna był zwyczajnie wyautowany.

    „Rafelson miał powiedzieć Schneiderowi, że film był kiepski – choć trzeba mu oddać trochę sprawiedliwości, bo nie jest aż taki zły – ale reżyser wydawał się znać swój fach, więc był idealnym dodatkiem do BBS.” – absolutnie się z tym nie zgadzam, „Żywe tarcze” to jeden z lepszych jego filmów, po brzegi buzujący inwencją. Do tego przy tak nędznym budżecie, był w stanie zrobić tak przejrzysty, mający spójną konstrukcje film.

    „jedynym hejterem filmu stał się z osobistych powodów Robert Altman.” – tego nie znam, możesz to rozwinąć?

    Polubienie

    1. Ja lubie „Zywe tarcze”, zreszta z tej dygresji tak powinno wynikac. Moja osobista ocena: 3,5/5. To jest bardzo ciekawy film, taka proba zrobienia wspolczesnego thrillera/horroru na niskim budzecie z jakimis ambicjami powiedzenia czegos o Ameryce tamtego okresu. Karloff powiedzial nawet kiedys, ze byla to jego ulubiona rola 🙂 W najblizszym czasie do ponownego machniecia, a wiec pewnie i recenzji!

      Jesli chodzi o Altmana, to w Biblii Nowego Hollywood, czyli „Easy Riders, Raging Bulls” Petera Biskinda, znajdziesz ciekawy ustep o tym, ze Altman chcial wykorzystac Michaela Murphy’ego w „Obrazach” (1972), kiedy Bogdanovich krecil „Doktorka”, ale ten nie chcial go zwolnic z kontraktu, wiec Altman sie wkurwil i do konca zycia nazywal go xeroboyem z tego powodu, ze Bogdanovich mial maniere mowienia o swoich filmach w kategoriach swoich ulubionych – wielkich – rezyserow. „Ostatni seans…” byl dal niego filmem fordowskim, a „Papierowy…” filmem hawksowskim.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.