Cmentarzysko (1981)

le_notti_del_terrore_1981_poster

Kino zombie to temat rzeka. Na przestrzeni lat powstało tyle produkcji, że poświęcenie im wszystkim czasu byłoby równoznaczne z poświęceniem swojego życia. Nurt kojarzony jest głównie z twórcami amerykańskimi, ale także Europejczycy sięgali po ten, jakże chwytliwy temat. Najwięcej zombie movies na starym kontynencie zrodziło się we Włoszech, które wydawane często pod fałszywymi tytułami jako sequele głośnych produkcji, podbijały rynek VHS w latach ‘80.

Jednym z tych filmowych cwaniaczków był Andrea Bianchi, który reklamował swój film Le Notti del terrore jako sequel Zombi 2 (tytułowany w tym czasie często jako Zombie 3 z dziesiątką innych filmów) swojego bardziej docenionego kolegi po fachu, Lucia Fulciego. Bianchi znany jest głównie z niskobudżetowych horrorów niskich lotów i nigdy nie zrobił wielkiej kariery w złotym dla gatunku okresie.

Film opowiada historię grupy ludzi zamkniętych w leśnej posiadłości, obleganej przez zastępy żywych trupów. Bohaterowie barykadują okna i drzwi, a nieumarli wydają się w nieskończoność wyłazić z podziemnej nory. Reszta to orgia gore, polana erotyzmem i psychodeliczną muzyką.

Produkcji brakuje bardzo wiele, przede wszystkim fabuły. Oprócz tego co napisałem, nie wiemy praktycznie nic. Niby scena otwierająca ukazuje nam jakiegoś geriatrycznego naukowca dłubiącego młotkiem w pewnym podziemnym grobowcu. Na wiarę trzeba jednak przyjąć, że to jest właśnie przyczyna wyłażenia z niego zombiaków łaknących ludzkiego mięsa.

Zasadniczo, rozbudowana historia w tego typu filmach nie jest wymagana, ale w Cmentarzysku nie dostajemy nawet dobrego zarysu historii. A jeśli szukacie w tym filmie jakiejś przemyconej krytyki społecznej, jak na przykład u Romero, to czeka was spory zawód. Co jednak wypada lepiej, niż we wcześniejszych filmach twórcy Świtu żywych trupów, to kreacja zombie. Chodzące zwłoki wyglądają odpowiednio obrzydliwie i odpychająco.

Zamiast plujących krwią, owrzodziałych ludzi z obłędem w oczach, mamy tutaj maszkary wyjęte rodem z koszmaru sennego. Podgnite i zarobaczone mumie naprawdę dają radę i co najważniejsze, to one zajmują 80% czasu antenowego. Choć są powolne, to w przeciwieństwie do swoich amerykańskich kuzynów, potrafią obsługiwać widły i kosy, a jeśli trzeba rzucają nawet nożami!

Scenografia, po której się włóczą jest ok. Ogromna, stara posiadłość, pełna zakamarków, to zawsze dobra lokalizacja na horror. Osobiście, przypomniało mi to z bomby pierwszą część gry z serii Resident Evil. Akcja przenosi się także w inne miejsca, ale nie różnią się one zbytnio stylistyką, więc równie dobrze całość mogłaby się dziać w jednym miejscu. Wszystko to okraszone jest psychodeliczną, elektroniczną muzyczką z dynamicznymi partiami na trąbce. Na pozór nie pasuje to do filmu, ale w jakiś sposób tworzy dziwny, stylistyczny konsensus.

Ofiary naszych potworów aż proszą się o to, aby przegryźć im aortę. Grają tak źle i sztucznie, że autentycznie przeszkadza to w odbiorze filmu. Zwłaszcza role żeńskie i scena, w której Kathleen (Anna Valante) wpada w sidła rozstawione wokół posiadłości, gdzie odgrywa cierpienie i ból, przypominają grę dzieci podczas jasełek w podstawówce.

Z tych wszystkich marnych kreacji wybija się tylko jedna, Michael (grany przez Petera Barka), bo chłopaczyna jest po prostu cudowny. Jego wyraz twarzy, fryzura, głos i sposób poruszania się za każdym razem przyprawia was o salwy śmiechu. Zwłaszcza w kultowej – i pewnie jednej z niewielu pamiętnych scen w Cmentarzysku – w której dobiera się do pochwy mamusi.

Akcja filmu jest także bardzo nierówna. Niby rzadko zdarzają się tutaj przestoje, ale kiedy już się pojawią, to spowalniają one znacznie tempo filmu. Mimo że praktycznie cały czas coś się dzieje, produkcja potrafi przynudzić. Nie ratują tego także efekty gore, które choć porządnie wykonane, nie rzucają na kolana. Na mnie wrażenie zrobiła tylko śmierć z ręki profesora Ayresa pod koniec filmu – jest odpowiednio krwawa i obrzydliwa.

Seans Cmentarzyska polecam tylko zagorzałym fanom kina zombie i niskobudżetowej włoszczyzny. Mimo wielu wad ma on swój urok i ci, którzy potrafią dojrzeć piękno nawet w najbardziej tandetnym i campowym kinie, będą usatysfakcjonowani. Całą resztę odrzuci jednak słaba gra aktorska, nuda, irracjonalne zachowanie bohaterów oraz cała masa innych mniejszych lub większych wad. Film ewidentnie do pokochania lub znienawidzenia!

Oskar ‘Dziku’ Dziki

 

Znany pod tytułami:  Le Notti del terrore / Burial Grounds: The Nights of Terror / The Zombie Dead / Zombie 3
Produkcja: Włochy, 1981
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 2,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: