Taniec rzeczywistości (2013)

danza-de-la-realidad-poster

Ostatni film Alejandro Jodorowsky’ego to w zasadzie – co będziemy tutaj uprawiać sublimację – niskobudżetowa „bajka”, ozdobiona kilkoma groteskowymi scenami, garstką nawiązań do Tarota i systemu psychomagii, stworzonego przez artystę w celu wyzwalania ducha ludzkiego z efektów traumatycznych przeżyć oraz pozwalającego na szukanie nowych połączeń.

Inscenizacja scen przypomina bardziej teatr telewizji niż prawdziwy film – szczególnie chodzi tu o oświetlenie – a aktorstwo w większości musimy przyjąć na wiarę, no może poza pięknymi, operowymi partiami Pameli Flores, prawdziwej śpiewaczki operowej.

Najsłabszym punktem filmu – jak zwraca na to uwagę wielu krytyków – pozostaje dzieciak, grający postać młodego Jodorowsky’ego, którego dobre chęci są oczywiście widoczne, ale tak samo widoczny jest brak warsztatu.

Gdy musi on zagrać dłuższą scenę, na końcu każdej z nich praktycznie wysiada… ale film ratuje w tych momentach prezencja i charyzma mistrza, który zdecydował się na niecodzienny zabieg wprowadzenia własnej osoby jako narratora tłumaczącego, co dzieje się w duszy młodego bohatera, bo jest to przecież film po części biograficzny.

Tej biografii nie należy jednak brać zbyt poważnie, bo istnieje ona tylko jako zaplecze, jako punkt wyjścia do oddania magicznej atmosfery dorastania, pozostającej najmocniejszym elementem Tańca rzeczywistości – dzieła, z którym Jodorowsky powrócił na ekrany po 25 latach, zaliczając po drodze jedno fiasko produkcyjne, gdy planował realizację sequelu do Kreta.

Chciałbym przy tym zwrócić uwagę, jak losy reżysera są podobne do kariery Roberta Altmana, który po serii wybitnych filmów w latach ’70 obniżył poziom, by wrócić z Graczem w 1990, a potem z Gosford Park w 2002. Podobnie, rzekłbym, stało się z Jodorowskym.

Siła jego nowego filmu leży przede wszystkim w poetyce i w przystępności (tak, nie miałem pojęcia, że kiedyś użyję tego słowa na określenie filmu Jodorowsky’ego). Ta druga może być wprawdzie wynikiem sędziwego wieku artysty, ale wydaje mi się po części świadomym zabiegiem.

Po co bowiem wracać do ekstremalnych ćwiczeń kinematograficznych, freudowsko-jungowskiego spaghetti westernu (Kret) czy okultystyczno-surrealistycznych wizji (Święta góra, Święta krew), jeśli wszystko co chcemy zrobić, to uchwycić własną duszę za młodu?

To Jodorowsky robi zaś w miarę sprawnie, dodając do fabuły element psychomagii poprzez obsadzenie w roli ojca własnego syna, który swoją karierę aktorską zaczął, jak pamiętamy, od Kreta. Nie chce się przy tym wyżywać nad jego warsztatem aktorskim, który jest delikatnie mówiąc taki sobie.

Nad tym trzeba po prostu przejść do porządku dziennego, by odkryć, jak ta kreacja ciągnie akcję do przodu, która nie ma – rzecz jasna – nic wspólnego z tradycyjnie pojętą, linearną progresją, bo Jodorowsky – jak zwykle – zdecydował się na przyjęcie logiki snu i operowanie obrazami bez żadnego związku kauzalnego.

Tradycyjny dla maestra surrealizm usprawiedliwa używanie CGI, które wygląda troszkę kiczowato, ale jeśli przymkniemy oko (niski budżet rządzi się swoimi regułami i należy to po prostu zaakceptować) jakoś specjalnie to nie razi.

Prawdziwy artysta pracuje z tym co ma i Jodorowsky pozostaje tego najlepszym przykładem, bo zaczynał przecież od czarno-białej, niskobudżetowej adaptacji sztuki teatralnej Fernando Arrabala, Fando i Lis, a prawdziwe pieniądze pojawiły się dopiero kilka lat później, gdy Jodorowskym zainteresował się John Lennon.

W takim świetle Taniec rzeczywistości wydaje się świadectwem pewnej ciągłości w karierze kultowego artysty, szczególnie w sferze pracy kamery, która nigdy nie była jakoś specjalnie eksperymentalna, a wielu krytyków nazywa ją wręcz konserwatywną.

W istocie, to imaginarium, scenariusze, narracja i szalona reżyseria, były elementami odróżniającymi odpały Jodorowsky’ego od filmów wszystkich innych reżyserów. Wszystkie z nich zostały w jego nowym dziele doskonale zachowane.

Pojawiają się tu ponownie stare motywy i symbole. Mamy cyrk (symbol świata doczesnego), duchowych przewodników (Teozofa, Królową Pucharów), kaleki pozbawione kończyn, nagość i seksualność (symbole transgresji), dyktatora, paradę wojska i straży pożarnej, przemoc i manipulację, walkę pomiędzy ateizmem i duchowością oraz wątki atobiograficzne.

Te ostatnie służą jednak bardziej personalizacji świata stworzonego przez reżysera i nie są jakąś spinającą wszystko klamrą, bo film w drugiej połowie przeradza się w czystą fantazję, czy też jeśli wolicie Jodorowsky stosuje w niej ekstremalną licentia poetica.

Koniec końców – poza zachwycaniem się na wszelki wypadek – Taniec rzeczywistości to film w miarę udany, choć nie pozbawiony wad i nie okłamujmy się, daleki od arcydzieł artysty. Przeszkadza w nim obecność myśli dość natrętnie powracających, które razem z forsowaną narracją z pierwszej osoby, czasem każą ci spytać: „Po co to?”.

Nie bardzo też przypadł mi do gustu klimat histerii, czy regularne podsumowywanie tego co się dzieje, ale zabiegi te sprawiły z drugiej strony, że film został bardzo dobrze przyjęty w obiegu festiwalowym i szybko znalazł dystrybutorów na Zachodzie.

Tego typu środki artystyczne – choć dla mnie kompletnie niepotrzebne – podnoszą na pewno komercyjną wartość dzieła, które miejmy nadzieję nie będzie ostatnim w repertuarze Jodorowsky’ego i zainteresuje producentów z poważnym portfelem do zainwestowania w kolejny film mistrza, który ten na pewno ma już gdzieś w zanadrzu.

W międzyczasie odpalcie zaś Taniec rzeczywistości z pełną wiarą w potencjał twórczy jednego z największych wizjonerów kina na tej planecie.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: La danza de la realidad
Produkcja: Francja, 2013
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5

5 komentarzy

  1. „miejmy nadzieję nie będzie ostatnim w repertuarze Jodorowsky’ego i zainteresuje producentów z poważnym portfelem do zainwestowania w kolejny film mistrza” – nie masz o co się martwić, ostatnio była informacja, że niedługo zaczyna zdjęcia do drugiej części tego filmu.

    Polubienie

  2. Niestety większość fanów Holy Mountain i El topo zapomina, że Jodorowsky to przede wszystkim człowiek od komiksów. Taśma filmowa to zbyt słabe narzędzie do ekspresji dla tak pomysłowego twórcy.

    Polubienie

    1. Czy ja wiem, mi sie wydaje, ze Jodor sie we wszystkim wyraza po trochu. Film, komiks, ksiazka, Tarot czy psychomagia to sa rozne media, rozne ekstensje jego osobowosci i kazda z nich ma swoje wady i zalety. Faktycznie, z komiksem sie zrobil znacznie bardziej znany, szczegolnie kiedy nie krecil filmow, ale jego kultowosc to tak naprawde dopiero pozne lata ’90, tak samo w Polsce i znowu raczej ze wzgledu na filmy. Ja nie pamietam kiedy „Incala” przelozono na Polski, ale chyba nie przed 2002. No niewazne. Fakt, ze ja nie jestem jakims zapalonym komiksiarzem, ale w gierke autorstwa Jodora to bym zagral. Jakis erpeg w komiksowym stylu moglby mi dobrze wejsc.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: