Wyleczeni (2017)


Wyleczeni to dość imponujący debiut irlandzkiego reżysera, Davida Freyne’a, który w swoim dziele potwierdził dwie powszechne wśród fanów kina grozy hipotezy: obrazy zombie mogą wciąż zaskoczyć świeżością, a horror wciąż jest najlepszym nośnikiem krytyki politycznej czy społecznej.

Przykładowo, kino wampiryczne zawsze było aluzją do epidemii AIDS, a żywe trupy pojawiały się zawsze wtedy, kiedy ludzkość przeżywała chwile moralnego zawahania. Wyleczeni, czy reżyser tego chciał, czy nie, stali się prawdopodobnie pierwszym odbiciem Brexitu w soczewce kultury grozy.

Czytanie między wierszami podczas seansu jest nieuniknione. Po latach chaosu, jaki zaprowadziła na irlandzkich ulicach tajemnicza zaraza zmieniająca ludzi w krwiożercze bestie – którą można odczytywać jako metaforę aktualnego kryzysu politycznego – wyleczeni wracają do powoli wstającego na nogi społeczeństwa.

Wśród tych, którzy próbują z powrotem znaleźć swoje miejsce w społeczności, jest dręczony okropnymi wspomnieniami Senan (Sam Keeley). Echo tego, co zrobił – kanibalistyczne morderstwo swojego brata – jest tym mocniejsze, gdyż wirus pozostawia obrazy z przebiegu choroby w głowie zarażonego.

Senan zamieszkuje wraz z żoną swego brata, amerykańską dziennikarką Abbie (Ellen Page), która wraz z dzieckiem nie może wrócić do Stanów ze względu na restrykcyjną politykę zapobiegawczą. Jednak Senan wydaje się szczęściarzem na tle pozostałych wyleczonych, mieszkających w strzeżonych ośrodkach i zmagających się z nieustanną agresją ze strony cywili i żołnierzy.

To sytuacja, które szczególne piętno pozostawia na Conorze (Tom Vaughan-Lawlor), byłym prawniku, odrzuconym przez rodzinę i środowisko zawodowe. Kipiący w nim resentyment do władz prowadzi do utworzenia ekstremistycznego podziemia, w swych działaniach coraz bardziej zbliżającego się do ugrupowania terrorystycznego.

Ten komentarz społeczny – choć potrzebny – wydaje się jednak u Freyne’a nieco wymuszony, a sam film zdecydowanie lepiej straszy, niż daje do myślenia. Dużo pomagają tutaj szybko cięte i odpowiednio nagłośnione flesze – wspomnienia bohatera, ukazujące jak wyglądało jego życie przed wyleczeniem.

I mimo że wydają się one nie przystawać do wyciszonych, prowadzonych powoli dwóch pierwszych aktów, skutecznie wprowadzają w impulsywny rozdział trzeci. Ten idzie zaś już znanymi tropami. Jest gwałtownie! Zarażeni, zerwani z łańcucha zombie biegają po ulicach Dublina z pianą na ustach, a walczące z nimi siły ONZ starają się ołowiem zaprowadzić porządek. Ten nagły zwrot tempa działa jednak głównie dlatego, że widz czuje autentyczną troskę o próbujących odnaleźć się w pandemicznym piekle bohaterów.

Kreacje aktorskie wypadają nieźle, ze wskazaniem na Ellen Page, w której grze widać całkowite zaangażowanie. Nie inaczej jest z Samem Keeleyem, który dobrze oddaje dramat chłopaka próbującego pogodzić krwiożerczą przeszłość z perspektywą dłużniczej pomocy swojemu bratankowi. Ale na grze wszystkich ciąży poważna maniera, co może niektórych drażnić, i w efekcie film błyszczy tam, gdzie relacje bohaterów nie wychodzą poza sferę intymną.

Wyleczeni stanowią powiew świeżości, choć wciąż czuć tutaj posmak innych produkcji o zombie, w których zagrożeniem nieporównywalnie większym od łaknącego mięsa nieumarłego staje się drugi człowiek. To jednak ciekawy przypadek, w którym film potrafi zachęcić do zabawy w interpretację, ale pozostaje na tyle przystępny, że można odbierać go po prostu jako historię o złym wojsku i uciśnionych przez niego mniejszościach.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: The Cured
Produkcja: Irlandia, 2017
Dystrybucja w Polsce: Kino Świat
Ocena MGV: 3,5/5

2 komentarze

  1. „Przykładowo, kino wampiryczne zawsze było aluzją do epidemii AIDS” w dużym stopniu tak vide blade, który najbardziej racjonalizował wampiryzm i robił z tego zwykłą chorobę toczył się w tych wszystkich klubach techno i apartamentach młodych, pięknych i bogatych. Jednak wampiryzm bardziej sprowadza się do szeroko pojętych rozporkowych tematów.

    Polubienie

    1. Dla mnie to prawdziwą rewolucją dla wampiryzmu jako choroby był „Horror Draculi” od brytyjskiego studia Hammer. Wampir (w domyśle nosciel AIDS) to osoba wykluczona poza społeczeństwo a niezbędna mu do życia krew jest prostrą alegorią do rozprowadzania wirusa 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.