Poroniony (2017)


Macierzyństwo, oprócz swojego ciepła i radości, ma również mroczną stronę. Kino grozy jako katalizator wszystkiego, co przerażające, niejednokrotnie przekuwało elementarne dla rodzicielstwa lęki na bliższe konwencji duchy czy groteskowe potwory. W filmie Brandona Christensena, noszącym wiele mówiący tytuł Poroniony, do wszystkich tych obaw dochodzi jeszcze jedna, depresja poronna.

Młoda matka, Mary (Christie Burke), wraca do nowo zakupionego domu po nieudanym porodzie bliźniaków. Z dwójki dzieci narodziny przeżyło tylko jedno. W radzeniu sobie z traumą, jaką przeżyła kobieta, pomaga jej opiekuńczy mąż Jack (Jesse Moss) oraz nowo zapoznana, prowadząca wystawne życie sąsiadka, Rachel (Rebecca Olson).

Każdy fan horroru bez trudu przewidzi, co będzie dalej. Mary zaczyna słyszeć niepokojące dźwięki, kątem oka dostrzega przerażające cienie, a elektroniczna niania da jej do zrozumienia, że niemowlę nie jest samo w pokoju. Gdy jednak Jack zabiera targaną napadami paniki żonę na rozmowę z psychologiem – w tej roli weteran gatunku Michael Ironside – ta ostentacyjnie neguje wszystkie swoje halucynacje.

Podobnie jak Babadook (2014), inny głośny horror z macierzyństwem na pierwszym planie, tak i Poroniony w głównej mierze kręci się wokół ekspresyjnej gry aktorskiej głównej bohaterki. Burke aktorsko najlepiej dała się poznać jako najstarsze wcielenie owocu wampirycznego romansu w ostatnich dwóch filmach z serii Zmierzch. Jej postać jest odpowiednio delikatna, pozornie niewinna, choć zdeterminowana, ale piętno, które ją prześladuje, dalece wykracza poza granice zdrowego rozsądku.

W przeciwieństwie do Babadooka czy klasycznego Dziecka Rosemary (1968), film nie boi się pokazywać bezbronnego dziecka w sytuacji prawdziwego zagrożenia. Twórcy wręcz z sadystyczną manierą wykrzywiają usta w uśmiechu, kiedy skonsternowaną widownią rzucają nerwowe spazmy. Obraz nigdy nie przekracza jednak niepisanej granicy dobrego smaku.

I choć film Christensena nie będzie zaskoczeniem dla wyjadaczy gatunku, produkcja na tyle sprawnie osiąga zamierzone cele, że wielu nowicjuszy odnajdzie w niemowlakach nowy nośnik grozy. Wiele typowych dla nurtu scen ogrywanych jest na znanych nutach, od inwigilujących posiadłość kamer niczym w Paranormal Activity (2007), po zakotwiczenie potencjalnego źródła strachu w ludowych podaniach.

Ale Poroniony najbardziej przerażający jest wtedy, kiedy pokazuje niemożność wyjścia z traumy oraz poziom jej irracjonalności. Kiedy główna bohaterka coraz bardziej traci rozum, staje się zagrożeniem dla nierozumiejącego jej otoczenia. Finałowa konfrontacja mająca miejsce w na imprezie sąsiadki wybrzmiewa dość mocno, stanowiąc elektryzujący obraz ostatecznego popadnięcia w odmęty marazmu.

Będący poligonem doświadczalnym dla nieopierzonego twórcy, film jest godnym uwagi horrorem o nawiedzonym domu, który nie traci pary w trzecim akcie. Reżyser stworzył estetycznie przyjemny, odważny projekt, eksplorujący psychozę poporodową bez zbędnej pretensjonalności. Artystyczna spójność i możliwość interpretacji na kilku płaszczyznach czynią seans satysfakcjonującym a znane, lubiane zagrania potrafią wciąż zjeżyć włos na plecach.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: Still/Born
Produkcja: Kanada, 2017
Dystrybucja w Polsce: Kino Świat
Ocena MGV: 3,5/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.