McCabe i pani Miller (1971)

McCabe_&_Miller_poster

Przed sukcesem swojej kultowej komedii wojennej M*A*S*H Robert Altman był w zasadzie nieznanym reżyserem telewizyjnym, który kilkanaście lat wcześniej przyjechał do Los Angeles starym Thunderbirdem z prowincjonalnego Kansas City, do którego zapakował walizkę i puszkę z niskobudżetowym filmem The Delinquents.

Okres 1956-1968 zszedł artyście na intensywnej pracy przy znanych serialach tj. Alfred Hitchcock Presents, Hawaiian Eye, Maverick czy Bonanza, jednak ostry temperament wyalienował go nieco z orbity zawodowej odsuwając w końcu na środowiskowy margines. Bob chlał w tym czasie do tego stopnia, że osuwał się na podłogę w restauracjach, skąd trzeba go było wynosić na rękach. To uczyniło zaś Altmana ryzykownym towarem w oczach producentów.

To zmieniło się jednak o 360 stopni po sukcesie niskobudżetowego M*A*S*H, na który niespodziewanie spłynął deszcz pozytywnych recenzji, wychwalających świeżość filmu. Tymczasem buntowniczy artysta miał w rękach kolejny scenariusz, napisany przez kumpla Briana McKaya na podstawie westernu Edmunda Naughtona.

Kandydatem do głównej roli stał się Warren Beatty, który za namową swojego agenta obejrzał M*A*S*H i z miejsca rozpoznał talent Altmana do wywracania historii do góry nogami oraz jego buntownicze zacięcie. Beatty od dłuższego czasu szukał filmowca równego sobie oraz idealnego scenariusza, mogącego być wyzwaniem dla niego i jego partnerki Julie Christie, która dwa lata wcześniej opuściła Anglię rezygnując z czekającej za rogiem sławy, by związać się ze swoim kochankiem w Kalifornii.

Altman nigdy wcześniej nie pracował z gwiazdą tj. Beatty, a ten nigdy nie pracował z reżyserem tj. Altman, ale obydwoje rozpoznali szybko wzajemny geniusz i wspólnie rozpoczęli rewizję scenariusza, który nie zadowalał nikogo ze względu na posługiwanie się fordowskim zestawem klisz.

Altman nie miał nic przeciwko westernowi, ale tylko w wypadku gdyby był to western w stylu Godarda, Cassavetesa czy Truffauta, których osobiście podziwiał za wprowadzenie naturalizmu do kina i usunięcie książkowej linearności. Tu pojawiły się zaś pierwsze różnice – Beatty chciał zachować podstawową strukturę charakterów i narracji, a Altman doszedł do punktu, w którym widział swój film jako totalną improwizację. Efekt końcowy stał się swoistym kompromisem.

Altman zdecydował się wyprodukować nowe dzieło poza radarem Hollywood, w kanadyjskiej głuszy, gdzie od podstaw zbudowano miasteczko Presbyterian Church, w którym rozgrywa się akcja. Wzorem mistrzów francuskiej Nowej Fali, twórca zatrudnił jako statystów i aktorów mnóstwo lokalnych mieszkańców, w tym stolarzy, którzy nie tylko mieli się zająć budową planu, ale których praca stała się w końcu częścią dzieła.

Jako że sceny budowy kościoła w McCabie i pani Miller zostały nakręcone podczas pracy nad planem – w myśl awangardowego paradokumentalizmu – fikcja dosłownie przenika się w filmie z rzeczywistością. Artysta chciał ponadto, by sama forma odzwierciedlała przekaz, rozkazał więc swojemu dyrektorowi zdjęć Vilmosowi Zsigmondowi prześwietlić negatyw, co dało słynny retro-efekt z charakterystycznym przyciemnieniem.

Wszystko to sprawiło w efekcie, że McCabe i pani Miller przeszedł do historii kina jako film absolutnie niezwykły. Pomimo że w czasie premiery broniła go głównie uberkrytyczka Pauline Kael, a spieprzony dźwięk praktycznie uniemożliwiał odcyfrowanie dialogów – Altman zdegustowany wyszedł z kina postanawiając zjeść stek –  mistrzowska dekonstrukcja gatunku, dokonana przez całą spółkę sprawiła, że historie z Dzikiego Zachodu nigdy nie były już w stanie wrócić do punktu wyjścia.

Ale McCabe i pani Miller nie tylko zdekonstruował western, dokonał także całkowitej rewolucji narracyjnej oraz ostatecznie wypatroszył kulturowy obraz gwiady i bohatera. Poprzez podkreślenie absurdu i przypadkowości losu Johna McCabe’a i Konstancji Miller, Altman ostatecznie rozstrzelał mit amerykańskiego snu, jak zrobił to Dennis Hopper w Ostatnim filmie.

Western konczy się u Altmana zanim w ogóle się zacznie – w jednej z pierwszych scen, gdy McCabe wchodzi do saloonu i zostaje wplątany w komedię omyłek. Od tego momentu każda scena staje się w zasadzie potwierdzeniem małostkowości jego charakteru, wirtuozersko granego przez Beatty’ego.

Zmieniające całkowicie skalę akcji, przybycie do Presbyterian Church burdel mamy Konstancji Miller – fantastycznie wykreowanej przez Julie Christie – staje się początkiem szyderczej rewizji homogenicznej, hollywoodzkiej wizji Dzikiego Zachodu. Konstancja mówi z londyńskim akcentem, pije herbatę z mlekiem i jest ekspertką w prowadzeniu burdelu. Do Presbyterian Church sprowadza też szybko swoje własne kurwy z Seattle, których pochodzenie jest równie egzotyczne.

W kontekście epoki Altman punktuje długo obowiazujący model historyczny, który przed rewolucją mniejszości etnicznych w USA, oddawał czyn pionierski bandzie religijnych WASP-ów. Społeczność w McCabie i pani Miller jest zaś esencjonalnie antyspołeczna, pozbawiona wyższych wartości i szukająca szybkich zysków oraz prostej zabawy.

Właściciel saloonu Sheehan jest irlandzkim katolikiem, zarabiającym na podrabianej whisky, a McCabe targuje się o dziwki kupując w końcu 3 za $200. Do tego fundamenty gry społecznej opierają się na przewalaniu kasy w burdelu i hazardzie, co krytycznie reintepretuje amerykański mit założycielski, opierający się na honorowej misji. Altman sprowadza więc legendę Dzikiego Zachodu na bruk.

Jednak Altman nie byłby Altmanem, gdyby tę idyllę zamknął jedynie w szkatułce wydarzenia samego w sobie. Artysta pokusił się bowiem przy okazji o całkowite zniszczenie obrazu self-made mana – głównego elementu amerykańskiej mistyki.

Umieszczając McCabe’a w centrum biznesowej wojny o wpływy i terytorium i dodając do miksu takie epizody, jak wizyta u libertariańskiego prawnika – który radzi mu nie obawiać się o swój los, gdyż prawo i media są po to by bronić praworządnego przedsiębiorcy – reżyser dodatkowo wyszydza demokratyczny system społeczny. Koniec końców Altman obnaża zaś dwójkę swoich protagonistów pokazując, że jedynymi składnikami ich (anty)motywacji są bezradność i strach.

Poprzez długie, neowesternowe ujęcia, które zostają zakłócone przez szybkie zbliżenia i nagłe cięcia, a także totalne zerwanie z prowadzeniem linearnej narracji – bohaterowie zostają zaprezentowani poprzez przypadkowo wybrane sceny, które podkreślają temporalność i  bezsensowność uczestniczenia w budowanu fundamentów społecznych – reżyser igra z ideą eposu.

Ale kontrkulturowa metaoptyka u Altmana nigdy nie pozwala zapomnieć, że to tylko film, gdyż ironiczne monologi MCabe’a: Pieniądze i ból, pieniądze i ból, oraz jego nasilające się uczucie do Konstancji, ciągle przypominają, że przedstawiona historia swój główny wymiar ma poza ekranem – jest tylko rodzajem zabawy w łuk narracyjny. Sam reżyser porównywał swoją twórczość do malarstwa.

I nawet jeśli w ostatnim zrywie instynktu samozachowawczego John McCabe próbuje odgrywać bohatera, a robi to w taki sposób, że nie mamy żadnej wątpliwości, iż nigdy nie trzymał w ręku rewolweru – ostatnie sceny ogląda się niczym pastisz W samo południe – bezcelowość jego misji jest aż nadto oczywista.

W ostatecznym rozrachunku sukces u Altmana jest kosmicznym absurdem – chciwy biznesmen McCabe staje się ofiarą brutalnego losu, a burdel mama, pani Miller, pozostaje samotną i bezradną kobietą, która radzi sobie z życiem paląc kolejne nabicie opium.

Filmowi kultowej aury dodaje muzyka Leonarda Cohena, która zapewnia alternatywną narrację tam, gdzie reżyser całkowicie poświęcił się sztuce malowania nastroju. McCabe i pani Miller to niezapomniane doświadczenie, które do dzisiaj nie straciło nic ze swojego kontrkulturowego impetu!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: McCabe & Mrs. Miller
Produkcja: USA, 1971
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 5/5

21 komentarzy

  1. Skoro jesteśmy już przy Altmanie – ktoś czytał „Zachować dystans” autorstwa Rafała Syski? Ponad 600 stron, ponoć kawał dobrej roboty (pierwsza kompletna monografia reżysera na świecie). Ale co innego recenzja środowiska akademickiego, co innego opinia kinomana 🙂

    Polubienie

  2. @Mariusz

    Niepotrzebnie sie napinasz, bo:

    a.) Nikt nie napisał, ze jesteś debilem.
    b.) Nikt tu nie dzieli gustów na lepsze i gorsze.

    Zwyczajnie prowadzimy sobie dyskusje o kinie Altmana, które jest na tyle specyficzne, ze trzeba wysilic mozgownice. A poza tym „McCabe i pani Miller” to nie western, o czym wyraźnie pisze powyżej i NIE MOŻNA tego filmu wkładać do szufladki gatunkowej, jaka jest wiec twoja krytyka? Altman nie zrobił Bonanzy, albo nie było szlachetnych bohaterów, wiec mi sie nie podoba? To jestszydercza dekonstrukcja, bardzo antyspoleczna w swojej wymowie, która rozprawia sie z klasyka i nie można jej analizować, jak telewizyjnego widowiska!

    Polubienie

    1. „Bonanza” to też nie jest western, tylko familijna ramotka. Ja wcale nie porównuję tych produkcji, wymieniłem to tylko jako produkt Altmana. A co do „McCabe’a” to nad czym tu myśleć – facet inwestuje pieniądze w burdel i popada w konflikt z ludźmi, którzy chcą przejąć jego biznes. Film mi się nie podobał dlatego, że nie widzę w nim niczego ciekawego. Proste.

      Polubienie

      1. Jak powiedzial kiedys Cyceron: De gustibus non est disputandum, na co odpowiedzial mu przekornie Nietzsche wiele wiekow pozniej: Ale cale zycie to dyskusja o gustach!

        Ty nie widzisz nic ciekawego w kinie Altmana, bo nie patrzysz poza akcje – ktora ma nawiasem mowiac, znaczenie minimalne w tym rodzaju kina – a my sobie lubimy popatrzec na niewerbalne niuanse… ktore albo sie widzi, albo nie. Dla mnie sa one widoczne, jak na dloni, a ciebie nie uderzyly, ale dyskusja o relatywnych odczuciach jest niestety jak dyskusja o tym, jaka pore roku bardziej sie lubi – sens ma zaden.

        Polubienie

  3. Mariusz, nie strzelaj fochów, akurat do Ciebie to jakoś nie pasuje. Dla mnie akurat to, że Altmana nie lubisz, to żadne zaskoczenie, bo była już o tym mowa przy jakiejś okazji.
    Pisząc o ,, ziewaniu i straconym czasie” nie argumentujesz przeciw Altmanowi. Mówisz o stanie, w jaki Cię jego filmy wprawiły, a nie o samych filmach. To jest czysty subiektywizm, wykluczający możliwosc polemiki.
    Też jestem fanem westernu i uważam, że na tym polu film Altmana zrobił masę dobrego dla gatunku, rozwalając jego sztywną homogenicznośc, gdzie ładowany na siłę etos miał byc ważniejszy od realizmu.Zachwycasz się ,, Deadwood”, gdzie wizja Brudnego Zachodu i jego zdobywców jest tu identyczna , jak u Altmana, który coś takiego zaproponował 35 lat wcześniej, kiedy jeszcze widz kompletnie nie był na coś takiego przygotowany.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.