Baby Driver (2017)

Powiem szczerze, odpaliłem Baby Drivera głównie dla roli Jona Hamma (Mad Men, Black Mirror), ale cała obsada jest tu znakomita. John Bernthal (netfliksowy Punisher) jako lekko psychotyczny Griff, Kevin Spacey jako zimnokrwisty Doktor, Jamie Foxx jako sadystyczny Bats, Eiza González jako seksowna dziewczyna Buddy’ego, a wreszcie Ansel Elgort jako tytułowy Baby (jeszcze do niedawna grający drugie skrzypce w yafowej franczyzie Niezgodna) z Lily James w roli Debory u boku (gwiazda disneyowskiego Kopciuszka z 2015).

I nawet jeśli akcyjniak Wrighta ósmym cudem świata nie jest – generalnie dostajemy kolejną wariację na temat Kierowcy z ogonem dokręconym z elementów Gorączki – ogląda się go bardzo przyjemnie, bo reżyser/scenarzysta zadbał o coś poza strzelaninami i pościgami samochodowymi przez środek miasta, które swoją drogą są zajebiste, ale miło, że mają solidne wsparcie narracyjne.

Scenariusz jest dosyć prosty, oto nasz bohater (wciąż przeżywający wypadek samochodowy, w którym zginęli jego rodzice), wplątuje się przez przypadek w świat przestępczy, krojąc furę Doktorowi – miejscowemu królowi napadów na banki i poczty, który daje mu jednak okazję do spłacenia długu swoim talentem. Otóż Baby musi robić za kierowcę dla uzbrojonych bandytów, aż Doktor nie uzna rachunku za wyzerowany.

Na szczęście Baby za kółkiem czuje się jak ryba w wodzie, wspomagajac się zawsze do tego jakimś wypasionym tunem. Jednak gdy w końcu odpracowuje swój dług, Doktor wdraża drugą część swojego planu, zmuszajac go szantażem do kontynowania niebiezpiecznej pracy. Tak zaczyna się ryzykowna gra o przeżycie w brutalnym świecie rządzonym regułami twardej ręki, z którego Baby chce się jak najszybciej wydostać, by odjechać w stronę zachodu słońca ze swoją Deborą. Czy to się jednak uda?

Film mocno wspiera przebojowy soundtrack (kto ostatnio słyszał gdzieś w filmie pierwszą płytę The Damned?), ciekawe charaktery, naznaczona tragizmem walka o wyjście z sytuacji bez wyjścia, a także słodkie dialogi i łanlajnery w stylu: „He put the Asian in home invasion.”, „You rob to support a drug habit, I do drugs to support a robbery habit.”, czy: „- You and I are a team. – Don’t feed me any more lines from ‚Monsters, Inc.’ It pisses me off!”

Połowa sukcesu Baby Drivera to w ogóle ten lekki, komediowy ton (mamy dużo igrania z xywką protagonisty), choć sam Baby też jest ciekawym ziomalem. Rusza się gładko, ma kolekcję winyli i kaset magnetofonowych, potrafi samplować i loopować na niszowym sprzęcie do rejestracji dźwięku (kto ma jakiekolwiek pojęcie o gadżecie znanym jako Califone CardMaster Tape Scratch Machine?), a do tego zna język migowy oraz opiekuje się starszym niemową. Jeśli macie więc ochotę na coś przyjemnego, Baby Driver powinien wam przypasować.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Baby Driver
Produkcja: USA/Wielka Brytania, 2017
Dystrybucja w Polsce: Imperial CinePix
Ocena MGV: 3,5/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.