Kult (1973) [wersja reżyserska]

wicker_man_poster_1973

Znany dobrze fanom kina gatunkowego lat ’70 jako „najbardziej pogański film w historii kina”, ten brytyjski klejnot jest faktycznie jednym z niewielu, które w całości skupiły się na eksplorowaniu pogańskich wątków. Scenariusz oparty na książce The Ritual (1967) nie tyle eksploatuje jednak przedchrześcijańskie wierzenia w celu emocjonalnego sterroryzowania widza, co skłania się bardziej w stronę rewitalizacji kina detektywistycznego z dużą porcją antropologicznego rekonstrukcjonizmu i z tego powodu Kult (oryg. The Wicker Man) mało ma w ogóle wspólnego z horrorem (już bardziej z cultsploitation). Łatka ta jednak przywarła do filmu tak mocno, że jest on interpretowany niemal wyłącznie w kontekście kina grozy, a to dużo mu ujmuje.

Pierwsze plany sfilmowania książki pojawiły się na początku lat ’70, kiedy Christopher Lee wykupił do niej prawa chcąc zagrać w obrazie, który odchodziłby radykalnie od seryjnych horrorów kultowego studia Hammer. Aktor osiągał wówczas szczyt swojej kariery, jednak był coraz bardziej szufladkowany jako odtwórca ról wampirów i mrocznych kultystów w takich filmach, jak: Curse of the Crimson Altar, Taste the Blood of Dracula, Eugenie… The Story of Her Journey Into Perversion czy Count Dracula (dwa ostatnie w reż. Jesusa Franco). Scenariusz Anthony’ego Shaffera oddany został przez niego w ręce debiutanta Robina Hardy’ego, który sfilmował go w ciągu ośmiu tygodni jesienią 1972 (film został wyprodukowany przez British Lion).

Historia skupia się na losach funkcjonariusza szkockiej policji i głęboko wierzącego katolika Neila Howi’ego, który otrzymuje anonimowy list z pobliskiej wyspy Summerisle, zawiadamiający o zniknięciu młodej Rowan Morrison. Kierowany obowiązkiem zawodowym sierżant niezwłocznie udaje się na wyspę samolotem, by wszcząć śledztwo, ale na miejscu napotyka żelazny mur milczenia lokalnej społeczności.

I chociaż wzmacnia to jego determinację wyjaśnienia tajemniczego zniknięcia, przeżyje on wkrótce prawdziwy szok kulturowy, gdy odkryje że mieszkańcy wyspy są nie tylko małomówni, ale okazują się również wyznawcami wiary innej niż chrześcijańska – wszyscy bez wyjątku są neopoganami czczącymi odwieczne siły natury pod wodzą tajemniczego Lorda Summerisle’a (w tej roli sam Christopher Lee).

Gdyby interpretować The Wicker Man jako horror, jedynym elementem który ma jakiś związek z graniem pod strach widza jest samo zakończenie. Reszta jest zaś klasycznym scenariuszem detektywistycznym, w którym bohater porusza się po omacku w celu odkrycia podrzuconej mu zagadki. Co odróżnia film zarówno od adaptacji kryminałów Agathy Christie, jak i horrorów gotyckich czy proto-slasherów tego okresu, jest całkowity brak epatowania krwią i przemocą.

Do tego suspense jest praktycznie nieobecny, co skreśla kultowe dzieło także z listy thrillerów. To wydaje się w dużej mierze zasługą reżysera, który zwyczajnie nie miał doświadczenia w pracy z żadnym gatunkiem filmowym! W efekcie The Wicker Man przypomina bardziej paradokumentalne studium wspólnoty pogańskiej, przez co jest on często umieszczany na szczycie list ulubionych filmów przez neopogan z całego świata.

Akcja filmu jest powolna służąc głównie odsłanianiu pogańskich wierzeń mieszkańców wyspy oczom sierżanta, który już po przybyciu czuje, że coś jest nie tak. Pierwszej nocy stanie się jednak naocznym świadkiem seksualnego rytuału, co da mu faktyczne podstawy do umocnienia swoich wstępnych podejrzeń. Dnia następnego zobaczy też dzieci tańczące naokoło Drzewa Życia i nagie kultystki skaczące przez ogień w prastarym kamiennym kręgu, a do tego wszędzie słyszy dziwne pieśni nefolkowe o podtekście erotycznym (napisane przez efemeryczny band Magnet).

W końcu sam Lord Summerisle wyjaśni mu zaś bez ogródek, że ostatni księża uciekli z wyspy dawno temu przerażeni odrodzeniem się pogańskich rytuałów. Jako katolicki fundamentalista Neil przeżyje oczywiście prawdziwy szok i będzie protestował, ale w końcu nieświadomie da się wciągnąć w pułapkę, która doprowadzi go do ostatecznego końca.

Jako że Shaffer włączył do swojego scenariusza mnóstwo zapisów ze Złotej gałęzi Jamesa Frazera (klasyki tzw. antropologii gabinetowej), w filmie odtworzono kilka z pradawnych rytuałów europejskich (głównie celtyckich i germańskich). Włączone do fabuły stają się one niezwykle interesującym elementem, który w efekcie katapultuje walory artystyczne filmu. Ostateczny rytuał majowy – który wieńczy całą historię – zawiera pochód lajkonika, androgynicznej istoty i głupca, którym towarzyszy sześciu mężczyzn z mieczami pod sztandarem Słońca.

Jest to prawdziwie pogańska celebracja odradzających się sił solarnych, a do tego całkiem miło wyreżyserowana. Namaszczenie i złożenie sierżanta-głupca w ofierze całopalnej – z obowiązkowym wyjaśnieniem widzowi dlaczego – jest zaś prawdziwym majstersztykiem, który nie ma swojego odpowiednika w kinie klasy B… dalej jest już tylko Jodorowsky.

Kultowość The Wicker Man rosła jednak powoli. W 1973 British Lion próbował go promować w Cannes, ale filmem nie zainteresował się praktycznie nikt. Ale niedługo później zarząd otrzymał telefon ze Stanów Zjednoczonych od nikogo innego, jak Rogera Cormana, który zaoferował $50 tys. za prawa do dystrybucji obrazu przez New World Pictures. Szpule powędrowały za Ocean i mimo że Corman pociął film, dystrybucję za $200 tys. przejęła firma National General, która zbankrutowała jednak cztery dni po dobiciu targu. Ostatecznie łapę na dystrybucji położyli Warner Bros., którzy rzucili film na pastwę drive-inowej publiczności, gdzie wyświetlany jako krótka wersja, okazał się umiarkowanym sukcesem.

Czas dokonał jednak znacznej rewaloryzacji filmu (zainspirowali się nim m.in. Irona Maiden) i uczynił zeń ostatecznie dzieło kultowe, co pozwoliło także przywrócić wersję reżyserską, trwającą 99 min., którą można dzisiaj nabyć na DVD. Pochodzi ona paradoksalnie ze zbiorów Cormana, który przechował przez te wszystkie lata jedyną niepociętą kopię filmu, tym samym przyczyniając się do oddania mu oryginalnego kształtu (jeszcze jedna zasługa Papieża Filmu B). Wersja reżyserska zawiera więcej wątków śledztwa i scen nagości, które znacząco wpływają na poprawę jakości intrygi. Jeśli miałbym rekomendować, bardzo polecam obejrzenie filmu w tej właśnie wersji. Jeszcze więcej pogaństwa i jeszcze więcej zabawy!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: The Wicker Man
Produkcja: Wielka Brytania, 1973
Dystrybucja w Polsce: QDVD (Vision Film)
Ocena MGV: 4/5

11 komentarzy

  1. … dokładnie 99 minut i 41 sekund. Arcydzieło , jeden z moich ulubionych filmów. Nieprawdopodobna rola Edwarda Woodwarda, gdyby on spaścił aktorsko, strasznie pociągnęłoby to całośc w dół i nawet cały ten splendor by nie pomógł.
    Tego nie idzie nachwalic, Britt Ekland i kuszenie katola w piżamie przez ścianę Wierzbową Piosenką = KVLT JAK CHUJ! 😀 Szkoda, że tak mało Ingrid Pitt 😦
    WARNING!
    Pod żadnym pozorem nie oglądac remake’u Neila LaBute’a z Nikolasem Kejdżem. Za to co ten Labut odpierdolił, powinni go na resztę życia zamknąc do beczki z napisem Jesus Maria Józef.
    Wyłącznie z kronikarskiego obowiązku i na własną odpowiedzialnośc oglądac ,, Wicker Tree”- zeszłoroczny comeback Robina Hardy’ego do tego tematu po kilkudziesięciu latach. Nie jest to remake, tylko coś na kształt wariacji na temat. Trzeba byc wielkim artystą, zeby tak perfekcyjnie zjebac finał, jak to w inkryminowanym badziewiu Hardy uczynił.

    Polubienie

    1. O tak „Wierzbowa piosenka”, która oryginalnie została tak przycieta, a ten musical to przecież czysta poganska rozkosz 😀 A jak na to fani horroru pluja – po prostu w głowie im sie nie mieści to szkockie West Side Story 🙂

      Miałem niestety nieprzyjemnośc oglądania remake’u i nie polecam tego rozwolnienia nikomu! „Wicker Tree” już mi znajomy odradzil, polecił za to „Troll Hunter” 😀

      A widziałeś „The Killing List”? Bardzo zacna rzecz!

      Polubienie

  2. Ja to zawsze ten film odbierałem przez pryzmat Albionu (nie mógłby dokładnie ten film powstać w Chorwacji czy w Hiszpanii, powiedzmy) i rzeczy okołoceltyckich: pogaństwo, wszystkie te przesilenia i cała magia z tym związana, Stonehenge, dalej idąc nawet alchemię Coila można tu dorzucić:)
    A z drugiej strony klimat izolacjonizmu (UK —> jedna wielka wyspa) też gdzieś w podświadomość się wrzyna.

    Nie wiem, czy to ma sens, ale takie myśli mnie zawsze nachodziły/nachodzą w związku z tym filmem.

    Nie wiem, ile kosztuje obecnie (na Allegro – ok. 50 zł), ale kiedyś udało mi się upolować na DVD polską wersję za jakieś grosze. Tak nie chwaląc się na koniec:)

    A sam film killer!

    W podobnym klimacie jest „Wake Wood”:

    i jeśli nie widzieliście, polecam!

    Conradino, czy ten „Killing List” to nie czasem „Kill List”? Jeśli tak, to zabieram się za seans, bo mam na dysku, kiedyś tam…..ekhm, zdobyty….:)

    Polubienie

  3. Nie widziałem ,,Kill List” ani ,, Troll Hunter” ( o tym czytałem i słyszałem dużo dobrego)
    ani ,, Wake Wood”. A więc mam co oglądac.
    Fani horroru? Plują?? To są parówy , a nie fani horroru

    Polubienie

  4. Przyznam się, że trochę nie rozumiem mówienia o filmie „Kill List” w kontekście „Wicker Mana”, pomijając ostatnie „zlecenie” i ową rytualną scenerię. Dla mnie to trzecioligowy film sensacyjny, słabo zagrany, z lekkim odpryskiem „Wicker Mana” na końcówce.

    „Troll Hunter” natomiast to wyśmienita komedia 🙂

    Polubienie

  5. Wiesz, stary. Kontekst trzeba w tym wypadku traktowac luzno, bo oczywiscie ze tych filmow nie laczy praktycznie nic! Natomiast i „Wicker Man”, i „Kill List” snuja narracje wokol poganskich rytualow (tajemnic), wiec sila rzeczy nasuwaja sie pewne skojarzenia… mi sie „Kill List” podobal i nie jest to bynajmniej film trzeciorzedny, ale porzadna druga liga… no chyba, ze inne filmy, ktore ogladam zrzucic do okregowki 🙂

    Polubienie

    1. Dla mnie cytaty to za mało do tego, aby mówić o „snuciu narracji”. Ale jestem uprzedzony do tego filmu, został mi sprzedany jako „dla fanów Wicker Mana”, więc rozumiesz moje rozczarowanie 🙂 Już „Troll Hunter” ma więcej odniesień do folkloru 🙂

      Polubienie

  6. mi tez zostal sprzedany jako „kontynuacja Wicker Mana”, a juz sama jego brutalnosc ta opcje wyeliminowala, ale mimo wszystko uwazam to za dobry produkt. a „Troll Hunter” to wlasnie musze dziabnac!

    Polubienie

  7. ,, Kill List”zabił mi solidną zagwozdkę, mimo ewidentnych zalet ( aktorstwo, klimat , porządna robota filmowa)są tam niedopowiedzenia , niekonsekwencje i nieuzasadniony pośpiech narracyjny powodujący zadyszkę i skrótowośc tych partii, które właśnie wymagałyby większego pietyzmu. Na tle ogólnego syfu to i tak film na +, przynajmniej siedzi w głowie i drażni PO seansie. Z ,, Wicker Manem” nie ma ni chuja wspólnego, tu pogański rytuał jest królikiem ( niech będzie zającem ) z kapelusza, niczym więcej. Obejrzę to jeszcze raz, dla świętego spokoju przy okazji, ale tak chyba tylko pro forma.
    ,, Troll Huntera” trza zapodac i ,, Trolla 2′ w grindhousie 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.