3 From Hell (2019)

Po ponad dekadzie, reżyser i wokalista White Zombie powrócił do zapoczątkowanej w Domu 1000 trupów (2003) historii sadystycznej rodziny Firefly. Wbrew wszystkim podstawowym założeniom medycyny, Baby Firefly (Sheri Moon Zombie), Otis Driftwood (Bill Moseley) i Kapitan Spaulding (Sid Haig) przeżyli grad pocisków, jaki spadł na nich w Bękartach diabła (2005) i zostali skazani na karę śmieci, czy też dożywotnie pozbawienie wolności.

Ale z przyczyn zdrowotnych perturbacji Sida Haiga, który zmarł tuż po oficjalnej premierze filmu, kultowy Spaulding już w początkowych scenach kończy usmażony na elektrycznym krześle. Jego miejsce szybko zajmuje zaginiony dotąd przyrodni brat rodzeństwa, Winslow Foxworth Coltrane (Richard Brake), najpierw uwalniając z kajdan Otisa, by później wspólnie z nim zaplanować wyciągnięcie Baby z mamra.

3 from Hell rozpoczyna bardzo interesujący kolaż telewizyjnych reportaży przypominających nam dokonania rodzinki oraz wywiady z ludźmi, dla których Firefly’owie urośli do miana ikon wolności i amerykańskich ideałów. Media wzbudzają strach, media wzbudzają rządzę krwi, media kreują nasze obsesje i narracje. Jednak ta dość ponura prawda pasuje do filmu Roba Zombie jak ulał. Podobnie jak Manson czy Bundy, mordercy szybko zyskują tutaj nie tylko rzeszę antyfanów, ale również zwolenników.

Film w fascynujący sposób kontrastuje medialny szum z prawdziwymi wydarzeniami. I choć trio zdecydowanie nie należy do normatywnej części społeczeństwa, często widzimy ich w całkiem prozaicznych momentach. Rodzeństwo dowcipkuje, martwi się o swoją przyszłość, wspomina członków rodziny i rozmawia o prostych, błahych sprawach.

Podobnie jak w Bękartach, także tutaj Zombie w brutalnie rewizjonistyczny sposób przeciąga amerykańskie kino przez beton i piach pustyni, dopóki to nie zgnije w palącym słońcu Południa. W tym świecie wszystko jest do cna wypaczone, a jeśli reżyser będzie miał ochotę pokazać nam skórę zdjętą z twarzy przypadkowej kobiety zawieszoną na drzewie, zrobi to.

Jednak w scenach, w których brutalność wydaje się przekraczać wszystkie granice, Zombie bezpiecznie chowa się za szarpanym montażem. Być może spowodowane jest to niższym niż poprzednio budżetem. A może reżyser zorientował się, że prawdziwy strach nie zalewa widza wraz z hektolitrami sztucznej krwi – ta w 3 from Hell jest raczej zlepkiem komputerowych pikseli.

Trzeci film trylogii łączy w sobie halucynogenny przesyt takich dzieł Roba jak powszechnie znienawidzone Halloween 2 (2009) czy The Lords of Salem (2012) z potem, smrodem i kurzem jego najbardziej znanych produkcji, na przykład 31 (2016). Z tego pierwszego składa się praktycznie cały pierwszy akt na czele z wizjami zamkniętej w izolatce Baby.

Wszystko podane jest w uwielbianej przez twórcę konwencji niechlujnego kina grindhouse. Zdjęcia są często przesycone słonecznym światłem, jednak daleko im do instagramowych filtrów, a bliżej do znanej z oryginalnej Teksańskiej masakry piłą mechaniczną (1974) nieustannej duchoty. Daje to poczucie scenerii zbudowanej na masowym grobie gnijących zwłok. Tak, jakby Ameryka całą swoją traumę i psychozę zepchnęła na południe, w stronę granicy z Meksykiem.

I właśnie tak prezentuje się 3 from Hell. Zombie nie stara się tu odkryć Ameryki na nowo, tylko kolejny raz zrywa z niej szwy przyzwoitości, dając nam kolejny powód, by na chwilę odłożyć na półkę moralność i dać się ponieść nieskrępowanej, dzikiej wolności. Wiele tutaj autocytatów i marnej jakości efektów specjalnych, które czasami burzą tę zwyrodniałą imersję a scenariusz jest czasami klejony na ślinę. Jednak co z tego, skoro fani artysty dostali dokładnie to, za co go kochają.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: 3 from Hell
Produkcja: USA, 2019
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.