To rzadkie giallo z Jeanem-Louisem Trintignantem (Trzy kolory: Czerwony, Miłość) i Carrol Baker (Jak zdobyto Dziki Zachód, Baba Jaga) bywa często traktowane jako druga część „trylogii”, którą Umberto Lenzi zaczął od Paranoi kilka miesięcy wcześniej, by zwieńczyć Cichym miejscem do zabicia rok później – najgorszym zresztą filmem cyklu. Wszystkie z tych dzieł w centralnym miejscu stawiają dekadencję wyższej klasy średniej i erozję związku małżeńskiego spowodowaną wygaśnięciem wszelkich uczuć. To daje zaś reżyserowi okazję do utkania mniej lub bardziej standardowej intrygi, w której środek wrzuca widzów.
We Włoszech panuje generalny konsensus, że scenariusz Takiej słodkiej… został przepisany z Widma, kultowego dreszczowca Henri’ego-Georgesa Clouzota, by po drobnych poprawkach stać się thrillerem bardziej pulpowym, ale też bardziej współczesnym. Takim, który mógłby dobrze obrazować zmiany społeczne, jakie przechodziła pod koniec lat ’60 Europa Zachodnia. Sama akcja filmu została przy tym osadzona nie we Włoszech, ale w Paryżu, a że obsada jest jak zwykle międzynarodowa, film można obejrzeć tylko i wyłącznie z dubingiem. W istocie, nie wydano go nigdy na DVD i fani muszą sięgać po bootlegi.
Mimo że Taka słodka… nie jest klasycznym giallo erotycznym, bo temu nurtowi drogę otwierają dopiero Jedna na drugiej (1969) i Dziwny nałóg pani Wardh (1971), film Lenziego wyraźnie eksploatuje nagość i dekadencję, przez co można na niego dzisiaj patrzeć, jak na swoistą próbę schwytania nastrojów rewolucji seksualnej. Tym klimatom towarzyszy zaś halucynogenne imaginarium z masą kolorowych filtrów w stylu Bavy, z ktorych jeden staje się nawet rekwizytem w bardzo miłej scenie erotycznej imprezy.
== Obejrzyj cały film ==
Psychedeliczne kolaże sennych wizji, typowy dla epoki décor i przepiękne kostiumy, które na pewno docenią dizajnerzy i ludzie mody, składają się zresztą na lepszą część filmu. Choć nie można też zapomnieć o bardzo dobrze zagranych przez Trintignata i Baker rolach głównych, oraz o fantastycznych, sielankowych tematach muzycznych Riza Ortolaniego, które nadają temu obrazowi dużo klasy. Jeśli chodzi jednak o scenariusz i reżyserię, to jak zwykle mamy do czynienia z przedziwnym misz-maszem – styl, w typowy dla gatunku sposób, całkowicie przejmuje wodze nad fabułą.
I tak bogaty przemysłowiec Jean (Trintignant) przeżywa ciężki kryzys w swoim małżeństwie z Danielle (Erika Blanc). Piętro wyżej pojawia się jednak nowy obiekt uczuć – piękna blondynka Nicole (Carroll Baker), z którą ten nawiązuje gorący romans i wkrótce przedstawia ją nawet swojej żonie. Ta okazuje się jednak uwikłana w sado-masochistyczny związek z Klausem, brutalem i człowiekiem nieobliczalnym. Jean bohatersko zobowiązuje się ją chronić, ale w efekcie pada ofiarą intrygi zawiązanej przez…
Ze względu na dbałość o detale, film Lenziego bardzo dobrze się ogląda w pierwszej połowie, kiedy przypomina on bardziej kino obyczajowe niż włoski thriller. W drugiej, ze względu na drastyczne rozwiązanie naracyjne i brak sensu, staje się on zaś nudnawy i przewidywalny, nie wspominając nawet o dość absurdalnym i mało satysfakcjonującym zakończeniu. Ale w ogólnym rozrachunku jest to obraz naprawdę ciekawy, szczególnie od strony zdjęć i scenografii. Do mocnych stron Takiej słodkiej… należy też wyjątkowo piękna, żeńska obsada drugoplanowa, od której oko nie chce się oderwać. Pozycja, która zainteresuje głównie fanów gatunku!
Conradino Beb
Znany pod tytułami: So sweet… So Perverse / Così dolce… così perversa / Si douces, si perverses /Die Susse Sunderin
Produkcja: Włochy/Francja/RFN, 1969
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5
Bardzo słabe giallo. Z ,, Widma ” rżnie w drugiej połowie, w pierwszej raczej z ,, Zawrotu głowy” . Finał to jeden z najbardziej bezradnych cliffhangerów , jakie widziałem. Trintignant i Baker dobrzy, ale story strasznie nijaka . Ale to się dopiero Lenzi wyrabiał. Najlepsza laska, to ta z kokiem na garden party ze strzelaniem do rzutków. Fajny motyw z pocałunkiem na imprezie.
Nie wykorzystany ,, Donald Tusk włoskiej eksploatacji” – Horst Frank.
PolubieniePolubienie
No takie slabe to zupelnie nie, ja bym powiedzial ze to sredni poziom dla gatunku, a wiec nic genialnego, ale nie tez zupelna zwala. Poziom podnosza te piekne sceny sennnych wizji i sliczne aktoreczki, gdzie tylko nie spojrzec.
Generalnie to kolejne giallo Lenziego to jest dopiero kompletne gowno. Mowie o A Quiet Place to Kill aka. Paranoia (nie mylic z Orgasmo aka. Paranoia, ktore jest pierwsza czescia cyklu). Ale Lenzi byl moim zdaniem najgorszym giallista z calej paczki i niewiele naprawde wartych uwagi filmow w tym gatunku nakrecil. Brakowalo mu troche umiejetnosci kreowania klimatu, a za Carrol Baker w jego filmach tez jakos specjalnie nie przepadam.
Zakonczenie tutaj to faktycznie padaka, bo mozna bylo napisac bardzo niespodziewany twist, ale coz, moze scenarzysta nie dal rady nic napisac na kolanie 🙂
PolubieniePolubienie