Better Watch Out (2016)

Święta w kinie przedstawiane były wielokrotnie. Kevin McCallister – coroczny prezent od telewizji dla fanów; filmowy dzień świstaka pod pasterki i karpia – udowadnia, że kapka przemocy i Boże Narodzenie mogą się przegryzać całkiem dochodowo, a nawet wytworzyć chęć sięgnięcia po dokładkę. Bruce Willis dociska świąteczną śrubę brutalności w obu Szklanych pułapkach, a efektem jest kultowy status tych tytułów.

Komu jednak nie w smak głównonurtowe frykasy, może się stołować gdzie indziej. Dobrym przyładem jest Cicha noc, śmierci noc, dla której reklamą niech będzie to, że zbojkotowało ją Amerykańskie Towarzystwo Rodziców i Nauczycieli za to, że bryluje w niej przebrany za Mikołaja świr z siekierą, dekorujący miasteczko trupami.

Filmów, w których Święta służą za tło dla aktywności ciemnych sił czy psychopatów, jest sporo, ale wiele z nich jest tak pokraczna, że pod wpływem trzeźwego spojrzenia topnieją jak śnieg na patelni (vide prawie wszystkie zabójcze mikołaje czy groszowe Elfy). Spory sukces odniósł jednak starannie przygotowany Krampus, łączący bożonarodzeniowy nastrój z klimatem grozy.

Także twórcy Better Watch Out postanowili nakręcić coś więcej, niż tani obrazek dla paru fanów wszelakich hybryd. I wyszli z tego obronną reką. Mamy środek przedświątecznej gorączki, a w jej centrum 17-letnią Ashley, opiekunkę do dziecka, która lubiana jest przez swoich pracodawców, rodzinę Lernerów. Dziewczyna ma wkrótce wyjechać z miasta, więc ostatni raz zajmuje się opieką nad 12-letnim Lukiem (Levi Miller), który nieco się w niej podkochuje, licząc na to, że ją uwiedzie. Jednak ktoś zaczyna się kręcić wokół domu, a potem wkracza do niego z bronią!

Fabularny debiut Chrisa Peckovera to rzecz miła i przyjemna. Ukłon w stronę miłośników thrillerów i horrorów, wykonany na tyle zgrabnie, że tylko przyklasnąć. Rzecz wyróżnia się na tle współczesnego kina tym, że jednocześnie traktuje widza poważnie i dostarcza dobrej rozrywki. Film został zrealizowany starannie, ma żywą akcję, sensowny scenariusz i miło się ogląda.

Nie jest to pozycja za grube miliony, ale nie jest to również szpetny B-klasowiec, zrobiony tak, że nie odróżnisz choinki od cycków. Zdjęcia, montaż czy muzyka robią solidne wrażenie, co oznacza, że nie przysłaniają ani nie zaburzają całości. Od strony realizacyjnej mamy dobre rzemiosło, ciosane nieco na modłę lat 90-tych.

Zabawa wynika tu głównie z pomysłowego użycia gatunkowych patentów. Mamy więc Kevina zmiksowanego z Krzykiem Wesa Cravena, pływających w sosie zbliżonym do modnego nurtu home invasion w stylu Następny będziesz ty. Zasadniczo, chodzi o to, żeby nie tylko wybudzać widza na sceny śmierci i sexu – jak w wielu mało pomysłowych horrorach – ale żeby wciągnąć go w historię. Twórcy postanowili też połączyć humor z grozą, co było zadaniem ryzykownym komercyjnie, bo widz lubi przecież gatunkową jednorodność.

Komizm w Better Watch Out bierze się przede wszystkim z połączenia świątecznej atmosfery z mentalnym szlamem, jaki ma w głowie ten ZŁY. Zdaje się on reprezentować typ zwyrodnialca, który nie obnosi się ze swoimi odchyleniami. Oto skrywana psychopatia: chcesz być beneficjentem amerykańskiej kultury – podrywać czirliderki, opiekunki, zdobywać mistrzostwa, oglądać Netflixa, wchodzić do bractw, chlać na imprezach – a jednocześnie jesteś świrem, który nie znosi ograniczeń dla swej rozgorączkowanej wyobraźni, uwzględniającej… wszystko to, co sobie wyśnisz (a co podkręcą filmy czy internet).

Chcesz już. Chcesz teraz. I wyrąbiesz sobie siekierą drogę do celu. Ale zrobisz to tak, żeby wciąż spijać gęsty syrop amerykańskiego snu klasy średniej. Nadal będziesz nosić swetry w renifery i świecić jasnym blaskiem uzębienia, ale nie zapomnisz o swoich “najgłębszych pragnieniach”. Bliżej ci więc do bohatera American Psycho niż zabójcy z Siedem, u którego poziom świadomości wykraczał daleko poza hedonizm i lepkie samozadowolenie.

Nie tylko świr ma tu jednak bajzel w głowie, bo mają go również “normalni” faceci, którzy orbitują wokół postaci Ashley – egotyczne, bufoniaste byczki, zaprogramowane na branie tego, na co mają ochotę. Ale jeśli komuś tu kibicujemy, to opiekunce. Ashley (grana przez Olivię DeJonge) działa przytomnie, panuje nad paniką i walczy do końca. Nie jest bezmózgą lalą, która zdaje się na mężczyzn czy przypadek.

Internet zachwyca się tą rolą, ale po prawdzie to nic więcej, niż solidna kreacja. Aktorka, która odbyła udaną Wizytę u M.Night Shyamalana, nie tworzy postaci na miarę Ripley czy Laurie Strode z Halloween. Przyzwoita z niej heroina, ale w oczach młodej aktorki wciąż zbyt wiele amerykańskiego mydełka, więc na fanfary nie ma tu za bardzo miejsca.

Sam film wierci dziurę w jankeskiej sielance, ale nie jest to Altman czy nawet American Beauty, lecz radosna żonglerka ostrymi narzędziami i motywami z thrillerów. Klimat świąt uchwycono idealnie – jest pluszowo, kolorowo i folderowo. To rzeczywistość czystych mieszkań, krawatów z Mikołajem i solidnie zaopatrzonych lodówek. Ne jest jednak obraz bardzo brutalny, bo nie dostajemy ani żadnej ekstremy, ani wielkiego napięcia. Akcja jednak wciąga i zapewnia kilka niespodzianek.

Tomasz Bot

 

Oryginalny tytuł: Better Watch Out
Produkcja: Australia/USA, 2016
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.