Dziedzictwo. Hereditary (2018)

Debiutancki film Ariego Astera pod wieloma względami przypomina kulminację ery art horrorów, zapoczątkowaną przez Czarownicę: Bajkę ludową z Nowej Anglii (2015) i Babadooka (2014), a rozwiniętą choćby przez Oczy matki (2016). Groza w Dziedzictwie, tak jak w wyżej wymienionych, atakuje widza nawet wtedy, kiedy ten odrzuci czysto diabelski pierwiastek, zostając na poziomie domowego ogniska.

Annie Graham – w tej roli fantastyczna Toni Collette – jest artystką, starającą się pozbierać po śmierci matki oraz ukończyć na czas wystawę dioram, przedstawiających zarówno życie jej rodziny, jak i wewnętrzny stan jej samej. Najstarsze dziecko, Peter (Alex Wolff), to stojący u progu dorosłości nastolatek, którego bardziej interesuje odpalona podczas szkolnej przerwy lufka, niż egzaminy na prawko.

Jego młodsza siostra Charlie (Milly Shapiro) to zamknięta w sobie 13-latka, spoglądająca na świat pustym, martwym wręcz wzrokiem. Rodzinnym spoiwem okazuje się być dobroduszny Steve (Gabriel Byrne), ojciec którego priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju najbliższym.

Śmierć matrony na swój sposób otwiera emocjonalnie każdego członka rodziny, ujawniając ich wnętrza. Annie, pod przykrywką wizyty w kinie, odwiedza towarzystwo radzenia sobie po utracie bliskiej osoby. Peter znieczula się kolejnym bongiem, a Charlie obsesyjnie szkicuje coraz to bardziej przerażające bohomazy.

Historia ta – przemoc, gniew, zakamuflowane emocje i wewnętrzne konflikty – działa tutaj jak w dobrze naoliwionym dramacie. Pomijając całe to nadnaturalne piekło, jakie Aster zaserwował swoim bohaterom później, żadne dziecko nie powinno nigdy widzieć swojej matki w taki sposób, w jaki Peter widzi Annie.

Jako że główna bohaterka zawodowo wykonuje miniaturowe makiety, film rozpoczyna się zbliżeniem na dioramę odwzorowującą będący miejscem akcji dom, które płynnie przechodzi do właściwej skali. Pozwala to zamknąć całą historię w pewne ramy symulacji. Bałagan w pokoju Petera wydaje się poukładany za pomocą małej pęsety, a stojący w ogródku domek na palach rozświetla od środka czerwone światło. Kamera zdaje się pełnić rolę szkła powiększającego, które wprowadza nas w kuluary życia rodziny Grahamów.

Dziedzictwo ma strukturę przypominającą nadciągającą burzę, która zapowiada nieuchronną apokalipsę. Nasza równowaga zburzona zostaje już na samym początku. Matka Annie, Ellen, na mocy matriarchalnej władzy objęła opieką Charlie odsuwając się w ten sposób od własnej córki.

Sugestywne komunikaty w postaci zbezczeszczenia grobu babci oraz budowanych przez Charlie dziwacznych totemów znajdują swą kulminację wtedy, gdy po kolejnej tragedii Annie trafia na osobliwą Joan (Ann Dowd). Miła kobieta przekonuje naszą bohaterkę do urządzenia seansu spirytystycznego w celu skontaktowania się z bliskimi.

Od tego momentu twórcy całkowicie porzucają psychologiczne zaplecze filmu na rzecz tradycyjnego horroru. Wygląda to tak, jakby sam reżyser powiedział: „Ok, dostaliście ubrany w paranoiczne szaty dramat rodzinny, a teraz zapnijcie pasy!” Sugerowane wcześniej wątki okultystyczne pełnią tutaj rolę strzelby Czechowa, kiedy eksplodują całym swym przerażającym inwentarzem.

Ostatecznie Dziedzictwo rodzi pytania o realność tego, co właśnie zobaczyliście. Jednak kiedy sam scenariusz poświęca tyle uwagi idei niewytłumaczalnego, jest to całkowicie uzasadnione. Oddać pokłony należy nie tylko reżyserowi i autorowi zdjęć, Pawłowi Pogorzelskiemu, ale także całej ekipie odpowiedzialnej za dźwięk. Od czasów Blair Witch (2016) nie oglądałem się za plecy siedząc w kinowym fotelu.

Podobnie jak w greckiej tragedii, nie znajdziecie tutaj łatwych odpowiedzi – nikt ich tutaj nie potrzebuje. Jedyną pewną rzeczą jest zło, prawdziwie i przepływające przez Dziedzictwo, niczym krew przez żyły.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: Hereditary
Produkcja: USA, 2018
Dystrybucja w Polsce: Vision Film
Ocena MGV: 4/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.