Nie otwieraj oczu (2018)

Trudno nie odnieść wrażenia, że Netflix wraz z reżyserką Susanne Bier przepisał po swojemu historię znaną z wybitnego horroru Ciche miejsce (2018). Jednak tam, gdzie Krasiński grał na subtelności i spójności w ukazywaniu świata przedstawionego, autorka Nie otwieraj oczu gubi się zupełnie w swojej, bądź co bądź, szalonej wizji.

Tym razem apokalipsa przychodzi wraz z inwazją niewidzialnych potworów, które, jeśli tylko pojawią się w zasięgu wzroku, doprowadzają ludzi do samobójstwa. Historię końca świata, zarówno jego początków, jak i rozwoju, obserwujemy przez zasłonięte oczy Sandry Bullock, wcielającej się w postać Malorie.

Nie unikając ostatnich trendów na ukazywanie macierzyństwa w kinie grozy, Malorie towarzyszy dwójka dzieci, Chłopak (Julian Edwards) i Dziewczyna (Vivien Lyra Blair). Ale w Cichym miejscu rodzina funkcjonowała jako płaszczyzna poświęcenia, tutaj zaś potraktowano ją mocno po macoszemu, co dziwi zwłaszcza w odniesieniu do scen sprzed globalnej hekatomby, w których ciąża bohaterki robi praktycznie za pierwszy plan.

Największą wadą produkcji są jednak postaci. W obowiązkowej grupie ocalałych odnajdujemy tak wyświechtane archetypy, jak troskliwy i odważny Tom (Trevante Rhodes), cyniczny dupek Douglas (John Malkovich), czy słodka i wiecznie rozklejona Olympia (Danielle Macdonald). Swoje cameo zalicza tutaj również popularny raper Machine Gun Kelly, robiący za swego rodzaju comic relief.

Cierpią oni nie tylko ze względu na swoją szablonowość. Scenariusz Nie otwieraj oczu wydaje się pędzić na złamanie karku do wyczekiwanego finału, omijając zupełnie aspekty takie jak rozwój postaci, czy logiczność wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Wiele rzeczy posklejać musimy sobie samemu, mimo że wydają się elementami nie bardzo do siebie pasującymi, bo jak inaczej interpretować obecność osób „odpornych” na potwory, jak nie chęcią posiadania w swoim filmie post-apokaliptycznych bandytów?

Cała sztuczka polegająca na tym, że bohaterowie nie są w stanie spojrzeć na potwory, działa jednak całkiem nieźle. Ich geneza wywodzona jest z bełkotliwej, chrześcijańskiej wiedzy okultystycznej. I choć ich przerażające wizerunki ukazane są pod postacią szkiców, nigdy nie będzie dane nam ich zobaczyć na żywo, co było chyba najmądrzejszą decyzją producencką, oszczędzającą nam zapewne tony paskudnego CGI.

Aż do absurdalnego finału, który nazwać możemy śmiało symbolicznym gwoździem do trumny, Nie otwieraj oczu jednocześnie ciekawi i odrzuca. I taki dualizm jest najczęstszą cechą filmów, w których ambicje przerosły twórców. Film Susanne Bier jest dokładnie taki, jak podejście studia do jego produkcji – wykalkulowany, zimny i niewychodzący poza sprawdzone schematy.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: Bird Box
Produkcja: USA, 2018
Dystrybucja w Polsce: Netflix
Ocena MGV: 2/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.